Co ma hamburger do klimatu i środowiska?

04-08-2016

Mięsarianie i trawożercy. Najbardziej zwaśnione grupy w historii ludzkości. Ich spór, mimo że toczy się od lat, jest wciąż gorący niczym żeberka na grillu, a wytaczane działa potężne jak zmodyfikowane genetycznie bakłażany. W zalewie wzajemnych obelg i obrzucania się mięsem, tak naprawdę dawno straciliśmy jednak z oczu to, o co nam wszystkim chodzi. Fakty. Spójrzmy więc sobie na ten temat z chłodnym dystansem. Przyjrzyjmy się liczbom, badaniom i stanowiskom najbardziej poważanych instytucji. Mięsożercy, trawojady i wszyscy pomiędzy, chodźcie, pogadamy dziś o mięsku i byciu wege! [su_spacer]

Ale zacznijmy od ciekawostki. [su_spacer]

Czy istnieje obiektywna cecha, która umożliwiłaby jednoznaczny podział na ludzi i zwierzęta? Taka, której nie posiada żadne znane zwierzę oraz którą mają wszyscy ludzie bez wyjątku?

To taki ciekawy filozoficzny dylemat. Bo skoro jest coś, co sprawia, że człowiek stoi wyżej od zwierząt w hierarchii bytów, to automatycznie ich zabijanie nie wiązałoby się z żadnymi etycznymi wątpliwościami.

Kryteria postrzegania człowieczeństwa są przeróżne. Człowieka od zwierzęcia może na przykład różnić samoświadomość, racjonalne myślenie, czy posługiwanie się językiem. Wiele zwierząt przechodzi jednak pomyślnie test lustra, co dowodzi temu, że są świadome same siebie (co ciekawe, najmłodsze dzieci oblewają ten test, co wskazywałoby na to, że – zgodnie z taką definicją – stają się prawdziwymi ludźmi dopiero w okolicach drugiego roku życia). Inne zwierzaki posługują się narzędziami i rozwiązują skomplikowane problemy, co jednoznacznie wskazuje na to, że myślenie i logika nie są wyłącznie atrybutami ludzi. Język także nie wydaje się być dobrym kryterium podziału – naturze znane są tak oczywiste sposoby komunikowania się jak tańce pszczół, ryki, piski podwodnych zwierząt, czy nawet szympansica Washoe, która była w stanie (wprawdzie w ograniczonym stopniu, obejmującym około 350 znaków) nauczyć się języka migowego. Także i w tym aspekcie można byłoby podać przykłady ludzi, którzy nie byliby – zgodnie z takim rozróżnieniem – ludźmi. Ot, osoby upośledzone, czy w śpiączce, które nie są zdolne do komunikowania się. Absurd? Owszem. Nie mam jednak zamiaru niczego wam w tej kwestii sugerować, a dywagacje pozostawiam filozofom. My przechodzimy do konkretów.  [su_spacer]

Czy przemysłowa hodowla zwierząt prowadzona jest tak, by jak najbardziej minimalizować cierpienie zwierząt?

To smutne, ale niestety tak nie jest. Zdarzają się oczywiście farmy, gdzie zwierzęta mogą żyć sobie w dobrych warunkach, jednak taki sposób hodowli nie pozwoliłby na pokrycie rynkowego zapotrzebowania na mięso i produkty odzwierzęce. W parze z intensyfikacją hodowli musiały więc iść przeróżne rozwiązania przyspieszające wzrost zwierząt oraz umożliwiające ich jak najefektywniejszą eksploatację. Hodowla zwierząt bez dostępu do świeżego powietrza oraz naturalnego światła, bez podściółek i w boksach skrajnie ograniczających poruszanie się to już właściwie standard. Przycinanie dziobów, zębów (bez znieczulenia) tuczenie, podawanie hormonów i antybiotyków – również. Krowy z hodowli przemysłowej żyją przeciętnie jakieś 3 do 6 lat, podczas gdy w sprzyjających warunkach można hodować je i po 15-20, w zależności od rasy. Zresztą, co ja się będę produkować. Źródeł z przerażającymi obrazkami tego typu jest w internecie od groma, a fakt, że masowa hodowla zwierząt ma z humanitaryzmem tyle wspólnego, co ja z papieżem, jest nie do podważenia i naprawdę nie wymaga żadnej dyskusji. Zajmijmy się czymś mniej oczywistym. [su_spacer]

Jaka jest skala zjawiska i ile mięsa zjadamy?

Szacuje się, że obecnie na Ziemi mieszka jakieś 20 miliardów kur, półtora miliarda krów i niecały miliard świń. Razem hodowlanych zwierząt jest więc grubo ponad trzy razy więcej niż ludzi.

0B43C4897F

Mięsa produkuje się na świecie tyle, że średnio na jednego mieszkańca naszej planety przypada go około 38 kilogramów rocznie. Najwięcej zjadają obywatele bogatszej części świata, w tym także my. Przeciętny Amerykanin zjada rocznie 120 kilogramów mięsa, podczas gdy obywatel Bangladeszu – niespełna 2. Rolnictwem para się około 1,3 miliarda ludzi na całym świecie, przy czym większość z nich stanowią drobni hodowcy (przede wszystkim z krajów rozwijających się), a nie przedstawiciele wielkich zakładów. Mimo że można odnieść wrażenie, że liczba wegetarian i wegan w ostatnich latach zwiększa się, w skali świata trend jest zupełnie odwrotny, a spożycie mięsa wzrasta. Ma to związek przede wszystkim z bogaceniem się państw, których mieszkańcy byli do niedawna z finansowych przyczyn przymusowymi wegetarianami. Zjawisko takie obserwuje się np. w Indiach, czy Chinach. Generalnie procent nie-mięsożerców w społeczeństwach wynosi od około 1-2 do nawet ponad 40, choć ta druga wartość dotyczy przede wszystkim biedniejszych rejonów świata, gdzie odrzucenie mięsa, z uwagi na jego cenę, jest koniecznością, a nie przywilejem.

beef-617224_1280

[su_spacer]

Co ma hodowla zwierząt do degradacji środowiska?

Pamiętam, że kiedyś na lekcji włoskiego mieliśmy dyskutować o naszych preferencjach kulinarnych. Temat samoistnie zmienił się w debatę na temat mięsa i wegetarianizmu i pamiętam, że przytoczyłam wtedy fakt, że produkcja mięsa wpływa niekorzystnie na środowisko. Jeden z moich rozmówców wybuchł śmiechem, pytając A co takiego może mieć mój hamburger do środowiska i klimatu? Niestety, mój włoski pozwala mi na płynną konwersację tylko jeżeli mowa o pizzy lub nutelli, dlatego nie byłam w stanie kontynuować wątku, ale pozwólcie, że zrobię to teraz. A zatem… [su_spacer]

Co ma hamburger do klimatu i środowiska?

burger-731298_1280

Wyobraźcie sobie całą lądową powierzchnię Ziemi. Wszystkie wysepki i kontynenty. Macie? Teraz wyobraźcie sobie wszystkie zwierzęta, które te lądy zamieszkują. Ale tak absolutnie wszystkie – mrówki, ślimaki, słonie, ptaki, węże, małpy, koty, psy, wiewiórki, jaszczurki, nietoperze, motyle i co tylko się da, bez pominięcia żadnego gatunku. Jeśli wziąć by wszystkie te lądowe zwierzęta i postawić na gigantycznej wadze, to 20% ich całkowitej masy zajęłyby wyłącznie zwierzęta hodowlane – kury, krowy, świnie, owce, kozy itd. Jedna piąta całej masy wszystkich lądowych zwierząt tego świata! Taki ogrom stworzeń wręcz musi mieć jakiś wpływ na środowisko. [su_spacer]

Globalne ocieplenie

[su_row]
[su_column size=”3/5″]

Hodowla zwierząt, jako najszybciej rozwijająca się gałąź rolnictwa, odpowiada obecnie za około 9% dwutlenku węgla emitowanego do atmosfery na skutek działalności człowieka. Jednak w jej wypadku tym, co zagraża atmosferze bardziej niż CO2, są gazy o o wiele większym potencjale tworzenia efektu cieplarnianego. I tak hodowla zwierząt odpowiada za 65% emisji podtlenku azotu (N2O), dla którego wartość GWP wynosi około 290 (oznacza to, że ma on 290 razy większy potencjał tworzenia efektu cieplarnianego niż dwutlenek węgla) oraz za 37% emisji metanu o współczynniku GWP równym 23 (czyli o potencjale dwudziestotrzykrotnie większym od CO2).

[/su_column]
[su_column size=”2/5″]

[su_icon_panel shadow=”0px 1px 2px #eeeeee” icon=”icon: lightbulb-o”]Co to jest potencjał tworzenia efektu cieplarnianego?

GWP (ang. global warming potential) to miara wskazująca, jak dużo ciepła może zatrzymać w atmosferze dany gaz. Punktem odniesienia jest tutaj dwutlenek węgla, którego GWP jest równy jeden. Im większa wartość GWP, tym gorszy jego wpływ na efekt cieplarniany. [/su_icon_panel]

[/su_column]
[/su_row]

Rolnictwo jako całość jest natomiast w skali świata odpowiedzialne za 14% całej emisji gazów cieplarnianych. To o jeden punkt procentowy więcej niż… transport:

GlobalGHGEmissionsBySource

źródło: IPCC 2007

[su_spacer]

Woda – zużycie i czystość

Jeśli włączyć w to tereny wykorzystywane do uprawy roślin na paszę, zwierzęta hodowlane zajmują obecnie około 30% całej lądowej powierzchni planety (samo wypasanie zajmuje powierzchnię równą Afryce!). Około 1/3 wszystkich terenów, które nadają się pod uprawę roślin, wykorzystywana jest wyłącznie do tego, by wykarmić bydło oraz trzodę i podobnie 1/3 wykorzystywanej przez ludzkość słodkiej wody potrzebna jest do tego, by hodowlane zwierzęta utrzymać – nakarmić, napoić, wymyć i przejść przez cały proces produkcji od zwierzęcia aż do jajka, mleka lub kotleta. Zapotrzebowanie na powierzchnie do wypasania i uprawiania roślin stale wzrasta, a to sprawia, że w niektórych rejonach świata hodowla zwierząt jest jedną z głównych przyczyn wylesiania rozległych terenów. FAO szacuje, że jakieś 70% wyciętych obszarów lasów amazońskich zamieniło się w… pastwiska. Te (szczególnie w krajach rozwijających się) lokalizowane są w nieodpowiednich miejscach i poddawane nadmiernemu wypasaniu, co często prowadzi do zaburzenia lokalnych stosunków wodnych, erozji i pozbawiania dostępu do wody miejscowej ludności.

Hodowla zwierząt to także gigantyczne zużycie wody. Rzućcie okiem na tabelkę poniżej. Zawiera ona informację o tym, ile litrów wody musi zostać zużyte, by otrzymać 1 kg końcowego produktu.

Wyprodukowanie kilograma wołowiny zużywa ponad 15 000 litrów wody, podczas gdy produkcja tej samej masy warzyw i owoców zamyka się najczęściej w około 800 (nieco więcej dla owoców, a mniej dla warzyw). Jeśli przeliczylibyśmy te dane na liczbę kalorii i potrzebną do ich dostarczenia ilość wody, wyszłoby nam, że aby otrzymać tysiąc kalorii z bananów, zużyjemy niecałe 800 litrów wody, natomiast z kurczaka – 3604 litry, a z wołowiny – 6702 litry.

chicken-918418_1280

Hodowla zwierząt znajduje się także wśród tych sektorów ludzkiej działalności, które mają niekorzystny wpływ na stan wód. Ot, zanieczyszczenia wody fosforem, czy azotem (tego pierwszego przeciętna krowa mleczna wydala z siebie w ciągu roku około 16 kilogramów, natomiast drugiego – 130 kilogramów) prowadzą do eutrofizacji, a ta z kolei – do zakwitów. Powierzchnia wody porasta wtedy sinicami, algami i bakteriami (często produkującymi toksyny), blokując zanurzonym roślinom dostęp do światła i zużywając rozpuszczony w zbiorniku tlen. Woda taka przestaje nadawać się do spożycia, kąpieli, a przede wszystkim – do życia dla autochtonicznych roślin i zwierząt. Do kwestii zanieczyszczeń wody dochodzą też oczywiście sprawy związane z wykorzystywaniem w trakcie hodowli hormonów, antybiotyków, czy metali ciężkich (miedź, cynk, kadm, żelazo, kobalt i selen wykorzystywane są jako promotory wzrostu, środki zapobiegające biegunkom i dezynfektanty), z których szczególnie te ostatnie nie są dobrze absorbowane przez zwierzęce organizmy, a co za tym idzie – znajdują się w kurzych i bydlęcych odchodach, skąd mogą przenikać do gleby, czy wód gruntowych. [su_spacer]

Mięso mięsu nierówne

meat-1030729_1280

Oczywiście, wszystkie dane, o których piszę powyżej to uogólnienia. W jednych stronach świata system produkcji mięsa i produktów odzwierzęcych jest zaprojektowany tak, by zarazem cierpienie zwierząt, jak i ryzyko związane z wpływem na środowisko, były możliwie minimalizowane. Są też jednak takie, gdzie sytuacja ma się o wiele gorzej. Największy udział w emisji gazów cieplarnianych związanej z hodowlą zwierząt (od 75 do 50% całości, w zależności od rodzaju mięsa) mają kraje rozwijające się, podczas gdy w bogatszej części świata wartości te często (choć nie zawsze) dają się utrzymać w miarę rozsądnych ryzach. Mięso jest też mięsu nierówne, jeśli idzie o jego wpływ na środowisko. Produkcja wieprzowiny i drobiu odpowiada za jakieś 10% całkowitej emisji gazów cieplarnianych przez sektor hodowli zwierząt, dostarczając jednocześnie ponad trzy razy więcej mięsa niż bydło (w tym przede wszystkim wydalające mnóstwo metanu krowy). Świnie i kurczaki wymagają także względnie mniej pokarmu – aby wyprodukować 1 kilogram ich mięsa potrzeba około pięciu razy mniej paszy niż w przypadku krów, kóz, czy owiec.

[su_spacer]

To co teraz? Wszyscy na weganizm?

Choć często przytaczane jako remedium na wszystkie światowe problemy, przejście całej ludzkości na trawożerność prawdopodobnie nie rozwiązałoby wszystkich współczesnych bolączek. Naukowcy są zgodni co do kilku spraw:

  • masowe ograniczenie spożycia mięsa pozwoliłoby na częściowe okiełznanie zmian klimatycznych, spowalniając ocieplanie się klimatu właściwie zerowym kosztem i bez podejmowania jakichkolwiek dodatkowych interwencji;
  • podobnie kłopot oporności bakterii na antybiotyki mógłby istotnie zmniejszyć swoją skalę. Nieuzasadnione, nierozsądne i nadmierne faszerowanie zwierząt środkami bakteriostatycznymi i bakteriobójczymi uznaje się za jedną z najważniejszych przyczyn tak szerokiej skali zjawiska, jakim jest antybiotykooporność.
  • uwolnienie gigantycznych obszarów pastwisk potencjalnie pozwoliłoby na (przynajmniej częściowe) ponowne zalesienie, co uregulowałoby zaburzone stosunki wodne i dodatkowo przyczyniłoby się do niwelowania globalnego ocieplenia;
  • w obliczu prognoz, zgodnie z którymi ludzkości będzie przybywać w zawrotnym tempie, uwolnienie dodatkowej przestrzeni zdaje się również mieć sporo sensu. W końcu gdzieś musimy pomieścić te kolejne dwa miliardy ludzi, którzy do 2050 roku mają przyjść na świat.

carrots-984287_1280

Są jednak kwestie, których nie da się przewidzieć. Ot, na przykład tego, w jaki sposób na gwałtowne rozstanie się z mięsem zareagowałaby gospodarka. Szacuje się, że mięso stanowi niemal 2% światowego PKB, a osoby zatrudnione w sektorze rolnictwa – grupę liczącą ponad 1,3 miliarda ludzi. Światowy rynek zostałby więc zasilony niewyobrażalną masą bezrobotnych, a dodatkowo pozbawiony wszelkich odzwierzęcych produktów. Mowa tu nie tylko o mleku, czy jajkach, ale także skórach, czy tłuszczach, które wykorzystywane są do produkcji galanterii, kosmetyków, czy detergentów. Cena wszystkich tych dóbr musiałaby więc wzrosnąć, a dodatkowo trzeba byłoby zastępować te surowce roślinnymi odpowiednikami. Czy produkcja tych drugich okazałaby się bardziej ekologiczna? Przykład oleju palmowego każe mieć w tym względzie nieco wątpliwości. [su_spacer]

Co mogę zrobić?

Jak zawsze – najlepiej będzie zachować zdrowy rozsądek. Ograniczenie spożycia mięsa wydaje się właśnie takim rozsądnym krokiem. Obowiązujące piramidy żywienia pozycjonują mięso w okolicach szczytu, najczęściej tuż pod olejami i tłuszczami. Badania potwierdzają także, że ograniczenie mięsa w diecie ma korzystny wpływ i na długość życia, i na zdrowie, w tym szczególnie choroby związane z układem krążenia, a do zbilansowania zdrowej diety wcale nie są konieczne kotlety, szynki i żeberka.

F8B73CPSBK

Jeśli chcesz, możesz też zainteresować się tym, skąd pochodzi mięso, które jesz. Niestety, jest to produkt, który wciąż względnie łatwo jest oszukać – wzbogacić o tanie wypełniacze, czy zasypać kilogramami wzmacniaczy smaku. Pewnie proceder ten będzie trwać tak długo, jak długo klienci nie będą w stosunku do producentów wysuwać żadnych oczekiwań. Może więc warto zainteresować się producentem wędliny do kanapki i sprawdzić, w jakich warunkach hoduje zwierzęta oraz jak wypada w testach jakości? Albo odżałować tego dodatkowego piątaka i kupić jajko od kury, która nie musiała gnieździć się w klatce, której wielkość nie pozwalała jej nawet na rozprostowanie skrzydeł, nie mówiąc już o jakimkolwiek przemieszczaniu się? Sposobów jest mnóstwo, trzeba tylko chcieć.

A, i następnym razem, kiedy znowu będziesz chciał spojrzeć krzywo na jakiegoś wege-oszołoma, zastanów się, czy nie wkurza cię w nim czasem to, że jednak ma on trochę racji?

[su_divider top=”no”]

Chcesz wiedzieć więcej? Rzuć okiem na poniższe źródła:

26 odpowiedzi na “Co ma hamburger do klimatu i środowiska?”

  1. Lukasz pisze:

    Heh, mnie nawet bardziej to do wege przekonuje, niż kwestie etyczne związane z uczuciami zwierząt (choć to oczywiście też ważny argument). Osobiście mięso bardzo ograniczam.

    • Kasia Gandor pisze:

      Do mnie jednak bardziej przemawia to drugie.

      • Lukasz pisze:

        W przypływie emocji, jak czytam o takich sprawach czy coś oglądam, to dla mnie też, ale po rozmyśleniu na spokojnie jednak uważam sprawy środowiska za ważniejsze. Byłem 2 lata wege, potem parę razy po kilka miesięcy, ale zawsze wracałem do mięsa, więc ostatecznie po prostu jem stosunkowo mało mięsa, ale jem.

  2. Emilka pisze:

    Byłam w dwóch gospodarstwach z masowym chowem zwierząt – jedne krówki na mleko, drugie na mięso. Poznałam właścicieli, widziałam podejście pracowników do zwierząt i chcę wierzyć, że tak jest wszędzie (a przynajmniej w Polsce).
    W czasach liceum byłam też szaloną vege, co skończyło się dla mnie szpitalem i kroplówkami – nie przeczę, że to przez moją własną głupotę. Jak teraz myślę o tym wszystkim, to chyba jedynie ograniczenie (a nie wyeliminowanie) mięsa w diecie ma sens. I jeśli wegetarianie chcą przeciągnąć kogoś na swoją stronę, to lepiej niech zachęcą swoimi potrawami (zwykle są pyszne!), a nie obrzydliwą nagonką na mięsożerców.

  3. Marta pisze:

    Ja też zaczęłam ograniczać mięso. Ale w wege-oszołomach denerwuje mnie ich idiotyczna chęć nawracania.
    Z wegetarianką mam styczność od urodzenia, bo siostra mojej Mamy nie je mięsa, więc nigdy nie było dla mnie niczym szokującym, że ktoś nie je mięsa. Znam też bardzo fajnych, nienachalnych wegan – można normalnie, sensownie porozmawiać i nie nienawidzą mnie, bo jem mięso.
    Ale pośród tej drobnicy normalnych trawożerców, jest gros oszołomów właśnie i do tego nierzadko hipokrytów. Bo wege, ale czekoladkę można (no bo co tam, że MLECZNA czekolada), albo co z tego, że nie je mięsa, jak popiernicza nie w ekoskórach, ale normalnych skórzanych butach? Albo jestem wege i pozbywam się również odzieży i dodatków odzwierzęcych albo zamykam jadaczkę, albo nie jestem… Bo dla mnie to tożsame, że niejedzący mięsa nie mają prawa nosić odzieży z prawdziwych skór.

    • Kasia Gandor pisze:

      A ja myślę akurat, że ta dychotomia, o której mówisz, też nie jest dobra, jak zresztą żadna skrajność. Jeśli ktoś podejmuje jakikolwiek wysiłek w ograniczaniu mięsa i produktów odzwierzecych, to i tak jego postępowanie jest o wiele lepsze od osoby, która na takie rzeczy w ogóle nie zwraca uwagi. A że brak mu konsekwencji na każdej płaszczyźnie? Takie wyrzeczenie byłoby już hardkorowe i nie wiem po co ktoś obcy miałby go wymagać lub się nim frustrować.

  4. Ewelajna A. pisze:

    Świetny wpis :) Ja już od jakiegoś czasu ograniczam spożycie mięsa. Nawet o tym napisałam :) Bo taki styl żywienia określamy mianem fleksitarianizmu :)

  5. ToJa pisze:

    „To o jeden procent więcej”
    Jeden procent, czy punkt procentowy? :)

  6. Mom Vet pisze:

    Jestem lekarzem weterynarii i mięsożercą. Uważam, że ładnie wybrnęłaś podsumowaniem, bo po początku miałam odlajkować. Z wieloma aspektami się nie zgadzam. Jeśli chodzi o fakty to z faktami się nie dyskutuje, ale do tego jest jeszcze interpretacja. Jednak nie chcę rozwijać dyskusji, gdyż w tym temacie nie ma jednej racji.
    Nadal jestem fanką, pozdrawiam

    • Wojciech pisze:

      Możesz krótko scharakteryzować z czym się nie zgadzasz? Z czystej ciekawości – nie widzi mi się samotne przebijanie się przez literaturę ;)

      Pozdrawiam ;)

      • Mom Vet pisze:

        Witam. Mnie nie chodzi o literaturę, ponieważ tak jak wspomniałam, fakty są faktami. Jednak chodzi mi o samą interprtacje. Np. w ciekawostce, już samo porównanie dziecki i zwierząt uważam za podejście psychologiczne, nakierowujące odbiorce. Ale mozże jestem przewrażliwiona, bo jestem świeżą matką. Jednak fakt, że jesteśmy na szczycie łańcucha żwynieiowego jest niepodważalne. Jeśli chodzi o dużą ilość zwierząt hodowlanych. To jest oczywiste. Przecież nimi się żywimy. Kiedyś czytałam artykuł, nie pamiętam teraz źródla, że żeby ograniczyć wymieralność gatunków, należało by je przeznaczyć do konsumpcji, wtedy człowiek hodowle by odbudował, a samodzielnie gatunek nie p[otrafi sobie poradzić. Dodatkowo przy opisie efektu cieplarnianego, przytoczone jest rolnictwo, a jak wiemy to nie tylko hodowla zwierząt, tylko całość pozyskiwania żywności. Poza tym porównanie gdzie porównanie rolnictwa do leśnictwa, które ma 17%? Mogła bym tak dalej. Ale nie o to chodzi. Cenię artykuły Kasi bardzo. Przedstawia fakty i tego jej nie odbieram. To jest kontrowersyjny temat i nie ma jednej racji.
        Pozdrawiam

  7. Kasiu, świetny tekst, wyczerpałaś temat!
    Czuję się stara, kiedy to piszę, ale „za moich czasów” z tymi wojenkami i nawracającymi wege-oszołomami nie było tak źle ;) Jestem wege od 1999 roku i z tego, co pamiętam, etap gorących dyskusji i „nawracania” miał miejsce pod koniec podstawówki i wczesnego liceum (czyli obecnego gimnazjum) – to etap, kiedy ludziom kształtuje się światopogląd. Na studiach już miał miejsce wege zen :) Zastanawiające, że wegetarianizm/weganizm budzi czasem więcej emocji w jego przeciwnikach, niż zwolennikach. Mam wielu znajomych wegan i wegetarian i wśród wszystkich obserwuję to samo: jeśli ktoś nas pyta, to tłumaczymy, edukujemy itd., a jeśli nie, to nie nawracamy na siłę.
    Oczywiście nieco inaczej wygląda to teraz, w dobie facebooka oraz dyskusji i hejtu w sieci. To często właśnie taka dziecinada i wprawki w retoryce. Jedyne wyjście to odciąć się od tego… albo linkować Twój wpis :)
    A nawiązując do poprzednich komentarzy: jasne, że lepiej przekonywać do swojego stanowiska pozytywami. Jednak nie wydaje mi się, że trawożercy mogą „przeciągnąć na swoją stronę” kogoś, kto kompletnie tego nie czuje – to znaczy nie dba ani o środowisko, ani o względy etyczne (cierpienie zwierząt), ani własne zdrowie. A zgłębianie tej ostatniej kwestii (wpływu diety roślinnej na zdrowie) polecam zacząć od lektury „Nowoczesne zasady odżywiania” (autor Colin Campbell).

  8. Próbowałam już wczoraj napisać logiczny komentarz, może dzisiaj się uda. Nie jadłam mięsa przez 6 lat, później również odzwierzęcych przez rok, później przez 2 powrót do wszystkiego, łącznie w fastfoodami, a teraz próbuję na nowo jedzenia 100% roślinnego. W zagranicznych tematach wegańskich często rozróżniają na vegan/plant based, które jest tym samym sposobem odżywiania, tylko wynikającym z innych pobudek. Przy plant based etyka to sprawa drugorzędna, a vegan to, wg nich, kwestie moralne na pierwszym miejscu.

    U mnie pierwszy wegetarianizm i później weganizm zaczął się od strony moralnej, przeszedł w zdrowotną, a później wpadłam w ED – weganie by mnie zatłukli żywcem za takie stwierdzenie, ale uważam, że weganizm był zapalnikiem problemów. Czyli ograniczenia wynikające z jedzenia na wyjazdach, wyjściach z ludźmi, konieczność gotowania sobie wszystkiego samemu i później zjadania wszystkiego – no bo kto inny miałby to jeść.

    Jeżeli nie zjadłam normalnie z ludźmi „bo mięso”, to potrafiłam wrócić do domu i zaliczyć modelowy kompuls.

    Teraz wracam do weganizmu ze względów etycznych, a motywuję się przez przygotowywanie fajnych wegańskich dań. Zaczęłam nawet nagrywać z nich filmy, ogólnie czerpać z tego same pozytywne emocje i relaks. A i rzeczywistość się trochę zmieniła – zdecydowanie jest co jeść na mieście, obojętnie jaki ma się styl odżywiania. Nie wywołuje to szoku i niedowierzania, co wcześniej potęgowało moje „napięcie okołojedzeniowe”, wszystkie dziwne uwagi i słabe teksty. Wiadomo – logika mówi „nie ma znaczenia, co gadają”, ale mimowolna reakcja stresowa jest.

  9. Karina pisze:

    Bardzo dobry tekst. Dla zainteresowanych polecam film 'Cowspiracy’ z 2014, ktorego wspolproducentem jest Leos Di Caprio.
    Gdyby ludzie faktycznie z dnia na dzien przestali jesc mieso i przemysl ten zaczalby upadac to gospodarka by sobie z tym poradzila. Przede wszystkim pieniadz, ktory wczesniej byl wydawany na mieso teraz bylby przeznaczony na inne dobra, takie jak produkty wege czy kosmetyki na bazie roslin. Pieniadz pozostalby w obiegu. Na miejsce upadlych firm powstalyby nowe firmy produkujce np. wczesniej wymienione dobra – i tu tez ludzie mogli by byc zatrudnieni.

  10. Wiesław Gula pisze:

    Trzymam kciuki za to by roślinożerni frustracji trzymali się z dala od mięsa;) nikomu nie bronię odżywiać się trawami i korzonkami, ale nie każdemu służy dieta bezmięsna. Odbijając piłeczkę można by powiedzieć o szkodliwości roślinnych produktów, słodycze, tłuszcze utwardzone, gluten i wszelakie alergie na rośliny. Ktoś widział alergię na mięso?
    Trochę tak ad absurdum, ale dla równowagi z politagresją chomików
    A teraz tak trochę poważniej.
    Skąd może się brać te 15500 litrów wody na kg wołowiny?
    Zdrowy człowiek powinien wypić około 2 l wody dziennie, krówka waży pewnikiem około 5 x tyle co człowiek to w zaokrągleniu wypije z10 l dziennie. Przeliczając na przeciętne 5 lat życia wypije dajmy z nadwyżką 18500 litrów wody. Ale to cała krowa ważąca z pół tony. Na kilogram wypada jakieś 37 l. Ja wiem że do tego dochodzi mycie boksów, czy rozbiór w ubojni, ale te 15500 nadal wydaje się z lekka astronomiczne.

    • Niechłopski Rozum pisze:

      Nie chodzi jedynie o to co krowa wypije, ale woda zużyta przy produkcji. Jak człowiek je, to i ręce umyje, naczynia pozmywa, blat posprząta.

      Po krowach trzeba też pewnie pozmywać.

    • Miss Anemon pisze:

      Niestety istnieją ludzie, którzy mają alergię na mięso, np. wieprzowe. A to, że czegoś nie widzieliśmy, nie oznacza, że to nie występuje.

  11. jula pisze:

    „Bo skoro jest coś, co sprawia, że człowiek stoi wyżej od zwierząt w hierarchii bytów, to automatycznie ich zabijanie nie wiązałoby się z żadnymi etycznymi wątpliwościami.”
    Naprawdę? To, że ktoś jest (hipotetycznie) absolutnie we wszystkim lepszy daje mu prawo do zabijania tego „gorszego”?

  12. Antoni Lorenc pisze:

    ,,Szacuje się, że mięso stanowi niemal 2% światowego PKB, a osoby
    zatrudnione w sektorze rolnictwa – grupę liczącą ponad 1,3 miliarda
    ludzi.”
    Czy ty to tak na serio ? Nigdy nie będzie tak, że wszyscy przestana spożywać produkty odzwierzęce. Jeśli tak się stanie, to będzie to długi proces. Nigdy nie będzie jakiegoś ,,pstryknięcia” i wszyscy z dnia na dzień przestaną jeść mięso. W tym czasie jedne stanowiska, zostaną zastąpione innymi. Tak działa kapitalizm.

  13. Basia pisze:

    Hej, smutno mi teraz. Jestem takim wrażliwcem. Tytul tego posta brzmi co ma hamburger do klomatu i srodowiska?? Ma z pewnoscia duzo. Ale ten caly wpis skupia sie tylka prawie na tym. A co z cierpieniem zwierzat? Bolem agonia pieklem jakim przechodza… zasmuca mnie w ogóle że trzeba takie rzeczy pisać, to powinno być wiadome, oczywiste.. no ale logika to po prostu brak empatii, ten caly racjonalizm 'zawsze tak bylo’ , Zdrowy rozsadek. Czasem czuje sie jak ufoludek na tym swiecie. JeszcZe istnieje ksiazka ze empatia jest zla.. naprawdę?? Kiedy pisalam raz z kims o wegetarianizmie itp zostalam obrazona, zraniona.. czemu?? Ludzie czemu?? Nie jestem bo mysle tylke jestem bo czuje, zwierzeta czuja jak my, nie mozecie tego pojac? Podobno jestescie tacy inteligentni.zreszta co ja tu mowie o inteligencji.. zyjemy w swiecie inteligentow doktorkow mozgow. Gdzie serce?’gdzie choc chwila refleksji? Ale tylko idioci ida przez zycie nie zastanawiajc sie czy zyja dobrze czy nie. Tylko oni sa tacy pewni siebie, ja zawsze milcze. Ograniczajcie mieso, a najlepiej przestancie je wgl jesc. Zainteresujcie sie weganizmem.. ale tak naprawde.. bez zartow.. bez uprzedzeń.. smutno mi no ale cóż taka już moja dola.. nie obchodzi mnie co kto o mnie pomysli czy mnie wysmieje i tak dalej.. po prostu marze zeby ludzie patrzyli na wszystko z miloscia, zeby kochali, doceniali, szanowali, usmiechali sie do wrobelkow.. zeby tak nie niszczyli nie zabijali..
    Taka juz jestem.

  14. vivalablanca pisze:

    Ostatnio w „Boskich zwierzętach” doczytałam się, że rocznie zabijamy 70 mln zwierząt – na mięsko, z czego – 12 mln tego mięska wyrzucamy. Czyli co 6 zabijana krówka, krótko mówiąc, jest zabijana po nic. To mnie tak uderzyło, że serio pół nocy nie spałam :)

    Mogłam się rąbnąć w cyferkach ale mniej więcej tak to wyglądało.

    • Malcolm Graves pisze:

      wyrzucamy czy nie jemy? bo to 2 różne kwestie. karmy dla psów/kotów sa zwykle robione z odpadów mięsnych nieprzeznaczconych dla ludzi, a to co nienadaje się na karmę jest też jakoś wykorzystywane. zwykle nie ma żadnego waste. problem w tym, że to serio wpływa negatywnie na klimat, tylko nie jestem pewien, czy to nie jest zabieranie się do problemu od tzw. 'dupy strony’, skoro hodowla mięsa nie jest główną przyczyną. tak czy owak jesteśmy zgubieni i wszyscy umrzemy płonąc we własnych chatkach w temperaturze 60 stopni w cieniu

Skomentuj Ewelajna A. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.