Są tematy, w przypadku których wszyscy jesteśmy ekspertami, a kwestia organizmów modyfikowanych genetycznie jest tego doskonałym przykładem. Dyskusja towarzysząca GMO jest obecnie tak wielopoziomowa i tak bardzo obrośnięta niezliczonymi nieporozumieniami, że trudno jest mi sobie nawet wyobrazić, w jaki sposób miałabym się z nią zmierzyć. Tak się jednak dobrze składa, że będąc na uniwersytecie, mam na wyciągnięcie ręki całą kadrę profesorską, a wśród niej osoby, które o kwestiach zawiłych i trudnych mówią z lekkością i prostotą. Jedną z takich osób jest prof. dr hab. Paweł Golik, dyrektor Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego, który zgodził się porozmawiać ze mną o GMO. Zapraszam was zatem dzisiaj do przeczytania długiego, ale też dogłębnie poruszającego wiele kwestii, wywiadu.
[su_spacer]
[su_spacer]
Zaczniemy od banału, ale dobrze byłoby na samym początku nazwać to, o czym będziemy rozmawiać. A zatem: co to w ogóle jest GMO?
To zależy od tego, czy przyjmiemy definicję zdroworozsądkową, czy definicję prawną. GMO oznacza organizmy zmodyfikowane genetycznie, czyli takie, których informacja genetyczna została zmieniona przez człowieka, żeby dostosować je do jego celów. Jeżeli zatrzymamy się na takiej definicji, to GMO towarzyszą nam od około 10 tysięcy lat w przypadku roślin, a może nawet więcej – 20-30 tysięcy lat – jeżeli mówimy o zwierzętach. Wystarczy spojrzeć na dzisiejsze psy – jamniki, ratlerki, jorki – i ich dzikiego przodka, czyli wilka, żeby zobaczyć, że bardzo zmieniliśmy genom tych zwierząt. Tak samo będzie jeśli spojrzymy na uprawiane dzisiaj zboża i porównamy je z rosnącymi dziko trawami – również zobaczymy ogromne zmiany. To są zmiany jak najbardziej genetyczne, uzyskane przez człowieka metodami krzyżówek lub selekcji trwającej wiele pokoleń. [su_spacer]
[su_row]
[su_column size=”3/5″]
Natomiast to, o czym zapewne dzisiaj będziemy mówić i czego dotyczy cała ta dyskusja, to jedna z metod modyfikacji genomu, która pojawiła się w laboratoriach w połowie lat 70. ubiegłego wieku, a od mniej więcej 30 lat jest wykorzystywana w biotechnologii dla tworzenia odmian wykorzystywanych w rolnictwie, czyli metoda modyfikacji genomów przez tzw. inżynierię genetyczną. I to właśnie to jest ta definicja GMO, której dotyczy ustawa i której dotyczą spory. Dyskusja dotyczy więc tej jednej konkretnej metody modyfikowania genomów, czyli – mówiąc najprościej i najbardziej ogólnie – manipulacji DNA in vitro, a potem wprowadzania tego DNA z powrotem do organizmów.
[/su_column]
[su_column size=”2/5″]
[su_icon_panel shadow=”0px 1px 2px #eeeeee” icon=”icon: lightbulb-o”]Według ustawy o mikroorganizmach i organizmach genetycznie zmodyfikowanych, GMO to organizm inny niż ludzki, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych wskutek krzyżowania lub naturalnej rekombinacji.[/su_icon_panel]
[/su_column]
[/su_row]
[su_spacer]
Modyfikacje genetyczne, manipulacja DNA, zmienianie genomów… Te określenia kojarzą się ze strasznymi obrazkami przedstawiającymi myszy z dwiema głowami, opasłe krowy albo tuczącą kukurydzę.
Jeżeli chodzi o opasłe krowy, to praktycznie wszystkie rasy bydła, które są obecnie hodowane, to rasy, które jak najbardziej można nazwać zmodyfikowanymi, ponieważ różnią się one bardzo znacznie od dzikich zwierząt, które wędrują sobie po świecie bez ingerencji człowieka. Natomiast żadna z nich nie powstała w wyniku manipulacji DNA w laboratorium. Wszystkie one są efektem krzyżówek, hodowli i wykorzystywania pojawiających się spontanicznie mutacji.
Jeżeli chodzi natomiast o kukurydzę, to jakakolwiek kukurydza, którą obecnie możemy kupić w sklepie, została przez człowieka zmodyfikowana, a modyfikacje te zaczęły się około 4 tysięcy lat temu w Ameryce Środkowej. Dziko rosnący przodek kukurydzy, roślina zwana teosinte bardzo mało kukurydzę przypomina. Podejrzewam, że większość czytelników bloga po zobaczeniu dziko rosnącej teosinte w ogóle nie skojarzyłaby jej z kukurydzą.
[su_spacer]
Rzeczywiście są obecnie dostępne, chociaż nie w Polsce, odmiany kukurydzy modyfikowane za pomocą inżynierii genetycznej. Nie ma natomiast absolutnie żadnych danych na temat tego, czy byłyby one bardziej, czy mniej tuczące niż te, które zostały uzyskane poprzez rozliczne krzyżówki. Pod względem wartości odżywczych nie ma tutaj żadnych różnic. Skądinąd większość modyfikowanych odmian kukurydzy jest obecnie wykorzystywana nie do spożycia przez człowieka, lecz na paszę dla zwierząt hodowlanych i w tym przypadku oczywiście nie będzie to miało żadnego wpływu na właściwości mięsa, które jemy. Nawet przy bezpośrednim spożyciu przez człowieka kukurydza GMO jest dokładnie tak samo tucząca jak konwencjonalna, bądź też nie – wszystko zależy od tego, jak skomponujemy sobie dietę z jej udziałem.
[su_spacer]
Panuje przekonanie, że Polska jest krajem wolnym od GMO. Czy naprawdę tak jest, czy może spotykamy się z GMO na co dzień?
Jeżeli chodzi o rośliny i zwierzęta modyfikowane genetycznie, nie można ich w Polsce uprawiać ani hodować poza laboratorium. Laboratoria to zresztą inna kwestia, chodzi tu o tak zwane użycie zamknięte. Instytucje badawcze, po spełnieniu całej masy warunków (które po ostatniej nowelizacji ustawy uległy znaczącemu zaostrzeniu), mogą pracować nad GMO. Jest to zresztą niezbędne narzędzie w pracy naukowej. Praktycznie wszystko, co wiemy o funkcjonowaniu komórek, genetyce i biologii molekularnej (jeśli mowa o odkryciach z ostatnich 30 lat) to zasługa wykorzystania technik modyfikacji genetycznych jako narzędzia badawczego.
Można natomiast wprowadzać produkty, które zostały wytworzone ze zmodyfikowanych roślin lub zwierząt uprawianych i hodowanych w innych częściach świata. Wprawdzie nie jestem ekonomem rolnictwa, ale jeżeli chodzi o paszę dla drobiu, wydaje mi się, że bardzo trudno byłoby obecnie znaleźć paszę, która by GMO nie zawierała. Ponownie jednak – wpływ takich roślin na właściwości mięsa jest żaden.
Trzeba pamiętać również o jednym: modyfikacje organizmów to nie tylko rośliny uprawne, czy zwierzęta gospodarskie, ale także mikroorganizmy. Z produktami je wykorzystującymi spotkać możemy się w każdej aptece. Nikomu z czytelników i czytelniczek bloga tego nie życzę, ale każdy, kto choruje na cukrzycę, korzysta z produktów inżynierii genetycznej, dlatego że może w aptece kupić ludzką insulinę. Tej nie otrzymuje się przecież z ludzkich trzustek, bo skąd by je wziąć? Produkują ją dla nas bakterie. To samo dotyczy bardzo wielu najnowocześniejszych leków stosowanych w terapiach przeciwnowotworowych, tzw. leków celowanych, które atakują jeden konkretny typ nowotworu. Są to leki uzyskiwane na bazie przeciwciał, które wytwarzane są metodami inżynierii genetycznej. Dla naszego zdrowia te modyfikacje mają więc ogromne zasługi.
[su_spacer]
Czego nauka nie wiedziałaby dzisiaj, gdyby nie GMO?
[su_row]
[su_column size=”2/3″]
Nie znalibyśmy funkcji żadnego genu. Genetycy są w swojej pracy bardzo podobni do małych dzieci poznających świat w ten sposób, że wszystko muszą zepsuć, żeby zobaczyć, co się stanie. Genetycy z tego wieku nigdy nie wyrośli. Jeżeli chcemy zbadać, do czego jakiś gen służy, pierwszym krokiem jest zazwyczaj jego zepsucie i sprawdzenie, jaka będzie reakcja komórki – właśnie do tego stosuje się metody inżynierii genetycznej. Takie eksperymenty przeprowadza się zarówno na jednokomórkowcach (np. bakteriach i drożdżach), roślinach, czy zwierzętach laboratoryjnych, jak i na komórkach ludzkich w hodowlach tkankowych in vitro. Bez GMO nie rozumielibyśmy tego, w jaki sposób działają mechanizmy kontrolujące podziały komórek, a bez tego zaś nie rozumielibyśmy, skąd się bierze choroba nowotworowa. Nie wiedzielibyśmy także praktycznie nic na temat biologii rozwoju.
[/su_column]
[su_column size=”1/3″]
[su_quote]Praktycznie wszystko, co wiemy o funkcjonowaniu komórek, genetyce i biologii molekularnej (jeśli mowa o odkryciach z ostatnich 30 lat) to zasługa wykorzystania technik modyfikacji genetycznych jako narzędzia badawczego.[/su_quote]
[/su_column]
[/su_row]
Możemy za pomocą modyfikacji genetycznych poszukiwać leków – np. stworzyć komórki drożdży produkujące białko, które jest zmienione w jakiejś chorobie człowieka. Następnie na tych komórkach drożdży (niesłychanie łatwych i tanich w hodowli) poszukiwać związków chemicznych, które będą na takie białko działać. W ten sposób identyfikuje się substancje mogące służyć jako leki.
Polecam przejrzeć dowolny podręcznik do biologii z roku np. 1960 i zobaczyć, co w nim jest, a następnie zobaczyć, co jest w podręczniku współczesnym. Różnica w zasobie wiedzy, którą w ten sposób zaobserwujemy, jest w ogromnej większości zasługą metod laboratoryjnych, które opierają się na inżynierii genetycznej.
[su_spacer]
Porozmawiajmy o bezpieczeństwie. Jeżeli potraktować GMO w szerszym ujęciu, nie jest to wcale taki nowy wynalazek…
Także i w tym węższym ujęciu! W ujęciu obejmującym produkty inżynierii genetycznej, czyli manipulacji DNA in vitro, a nawet jeśli idzie o zastosowanie GMO w rolnictwie, nie mamy do czynienia z nowymi wynalazkami. Czas od ich wprowadzenia idzie już w kilkanaście – dwadzieścia lat.
Pytanie o bezpieczeństwo postawione tak szeroko nie ma absolutnie żadnego sensu i jest to podstawowy problem całej dyskusji wokół GMO. Wielu jej uczestników ma wyrobiony pogląd, zanim jeszcze do tej dyskusji przystąpi i poddaje w wątpliwość bezpieczeństwo całej metody. Nie można mówić o bezpieczeństwie metody. Można za to rozmawiać o bezpieczeństwie konkretnego efektu zastosowania tej metody. Praktycznie każda metoda, którą posługuje się nasza cywilizacja, może posłużyć do wytworzenia czegoś bezpiecznego lub nie. Metoda wytapiania żelaza i obróbki metali może posłużyć albo do wytworzenia narzędzi rolniczych, albo miecza i noża, którymi będzie się posługiwać żołnierz na wojnie. Metoda syntezy chemicznej może posłużyć do syntetyzowania lekarstwa i tworzywa, z którego zrobimy sobie ubranie, ale może też posłużyć do wytworzenia bardzo silnej trucizny, prawda? Wszystko może dać produkt bezpieczny lub niebezpieczny i w związku z tym oceniać należy bezpieczeństwo konkretnego produktu. Inżynieria genetyczna nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Zresztą, za pomocą metod konwencjonalnych, np. krzyżówek, również można uzyskać coś, co będzie niebezpieczne i takie przypadki też się zdarzały.
[su_spacer]
…?
Bez jakiejkolwiek inżynierii genetycznej, wyłącznie za pomocą krzyżówek, uzyskano seler naciowy, który wytwarza wyjątkowo dużo psoralenu. Psoralen to substancja, która w kontakcie ze skórą, jeżeli będzie ona wystawiona na działanie słońca, wywołuje poparzenia chemiczne. I rzeczywiście – to akurat działo się w Izraelu, gdzie słońca nie brakuje – pracownicy zajmujący się uprawą selerów ulegli bardzo ciężkim chemicznym poparzeniom, z którymi zresztą zostaje się do końca życia. A zatem którąkolwiek z metod można wyprodukować coś niebezpiecznego. Można przecież wyobrazić sobie i zaprojektować śmiertelnie trującą roślinę modyfikowaną genetycznie. Nikt tego jak na razie nie zrobił, bo po co, ale w teorii – da się.
Natomiast tym, co warto wiedzieć, jest fakt, że pomimo że mamy do czynienia z techniką wciąż dosyć nową (choć nie tak nową, jak mogłoby się wydawać, mowa przecież o dziesiątkach lat), to akurat te odmiany roślin, które są uzyskiwane metodami inżynierii genetycznej należą do najdokładniej przebadanych. Nikt nie poddaje innych odmian uprawnych tak dokładnym i wieloletnim badaniom jak właśnie te odmiany uzyskiwane metodami inżynierii genetycznej. Kontrole są w ich wypadku naprawdę niesłychanie rygorystyczne.
[su_spacer]
A mimo tego przeciwnicy GMO przytaczają w dyskusjach argument mówiący o tym, że modyfikacje genetyczne w żywności nie zostały poddane badaniom obejmującym na tyle szeroki zakres czasu, by można było wnioskować o ich bezpieczeństwie oraz o tym, że pozostają one bez wpływu na ludzkie zdrowie, środowisko, czy równowagę ekosystemów.
To jest akurat zupełnie inna sprawa. Nikt nie powie, że organizmy GMO nie mają na pewno żadnego negatywnego wpływu na środowisko, czy zdrowie. Cała działalność człowieka ma negatywny wpływ na środowisko. Może też mieć negatywny wpływ na nasze zdrowie. Współczesna cywilizacja przynajmniej w krajach dobrobytu, doprowadziła do tego, że niesłychanie łatwo jest sobie zrujnować zdrowie za pomocą tego, co znajduje się w każdym sklepie spożywczym. I to zupełnie niezależnie od tego, czy jest to modyfikowane genetycznie, czy nie.
[su_row]
[su_column size=”2/3″]
Podobnie działalność rolnicza człowieka bywa bardzo niszcząca dla środowiska, przy czym nie stwierdzono jakichkolwiek aspektów, w których zastosowanie odmian modyfikowanych genetycznie (w tym wąskim znaczeniu, czyli z wykorzystaniem inżynierii genetycznej) powodowałoby problemy, których nie powodują inne odmiany. Nie znaczy to, że tych problemów nie ma. Ale żadnego z tych problemów nie da się przypisać zastosowaniu właśnie tych modyfikowanych genetycznie roślin. Dużo mówi się o negatywnym wpływie upraw roślin GMO na bioróżnorodność – o zagrożeniu dla populacji owadów, które potrzebują roślin do życia, o ekosystemach itd. To wszystko jest prawda. Jeżeli setki hektarów zasiejemy wyłącznie kukurydzą, jak to ma miejsce w sporej części Stanów Zjednoczonych, to oczywiście bardzo negatywnie wpłyniemy na bioróżnorodność, doprowadzimy do wyginięcia wielu gatunków owadów, roślin itd. Ale to, czy zasiana przez nas monokultura pochodzi z inżynierii genetycznej, czy też jest odmianą konwencjonalną akurat w tym przypadku nie będzie miało żadnego znaczenia.
[/su_column]
[su_column size=”1/3″]
[su_quote cite=”WHO” url=”http://www.who.int/foodsafety/areas_work/food-technology/faq-genetically-modified-food/en/”]GM foods currently available on the international market have passed risk assessments and are not likely to present risks for human health. In addition, no effects on human health have been shown as a result of the consumption of such foods by the general population in the countries where they have been approved.[/su_quote]
[/su_column]
[/su_row]
To nie jest tak, że GMO jest stuprocentowo bezpieczne i nieszkodliwe, bo nic nie jest. Nie ma czegoś takiego, jak stuprocentowe bezpieczeństwo w jakiejkolwiek dziedzinie życia. Ale też dziesiątki lat badań nie potwierdziły istnienia problemów specyficznych wyłącznie dla odmian modyfikowanych genetycznie i nie występujących przy innych. Dotyczy to zarówno kwestii zdrowotnych, czy wpływu na środowisko, ale także kwestii społeczno-ekonomicznych, jak na przykład przejmowania praw do odmian uprawnych przez wielkie korporacje i chronienie ich patentami. Problem ten dotyczy również odmian konwencjonalnych.
[su_spacer]
A co z problemem uwikłania GMO w świat wielkich korporacji? Jak ma się do tej kwestii odnieść osoba, która przekonana jest do zasadności stosowania modyfikacji genetycznych w rolnictwie, czy przemyśle, ale jednocześnie nie chce popierać biznesu opartego na monopolu i wątpliwej uczciwości?
[su_row]
[su_column size=”2/3″]
Przede wszystkim im bardziej będziemy ograniczać badania i wdrażanie nowych odmian GMO, tym łatwiej będzie dotychczasowym monopolistom, ponieważ ich potencjalna konkurencja zostanie zduszona w zarodku. Problem wielkich korporacji i ich wpływu na nasze życie i gospodarkę jest realny. Ale znowu – nie dotyczy on wyłącznie GMO, ale także systemów w naszych komputerach, czy nawet żywności organicznej. Jeżeli mówimy o wielkich korporacjach, to jedną z takich firm, które bardzo silnie angażują się w ruch przeciwko GMO, jest sieć amerykańskich marketów z tzw. zdrową żywnością (co jest akurat głównie hasłem reklamowym) – Whole Foods Market. Roczne obroty tej sieci są porównywalne z rocznymi obrotami Monsanto, więc to nie jest tak, że opowiadamy się po stronie korporacji, albo po stronie maluczkich. Opowiadamy się po stronie jednej korporacji albo drugiej. Niestety, żywność organiczna, tzw. ekologiczna, to także jest w tej chwili wielki przemysł i wielki biznes. Często zresztą za tym wszystkim kryją się te same korporacje, tylko pod różnymi znakami handlowymi.
[/su_column]
[su_column size=”1/3″]
[/su_column]
[/su_row]
Mamy więc do czynienia z realnym problemem, tyle że dotyczy on całego naszego życia, a odpowiedzią na niego nie powinno być hamowanie jakiejś jednej konkretnej technologii, tylko raczej działanie polityczne w ten sposób, żeby spróbować ten trend odwrócić. To strasznie trudne, ja sam nie wiem, jak można by to zrobić. Microsoft, Apple, Facebook, czy Google to monopoliści i wielkie korporacje, a my mamy powody, by się tym martwić i zastanawiać, jakie dajemy im prawo do informacji o nas, ale przecież nikt nie nawołuje przez to, żeby zakazać korzystania z komputerów. Podobnie fakt, że w inżynierię genetyczną angażują się wielkie korporacje, nie powinien być powodem do zakazania tej techniki, tylko raczej przyczynkiem do modyfikacji środowiska prawno-politycznego, w którym żyjemy.
[su_spacer]
Rozmawiamy w szczególnym dniu. Komisja Europejska zdecydowała właśnie o przedłużeniu zezwolenia na stosowanie glifosatu w Europie. Początkowo miało ono być przyznane na 15 lat, jednak ze względu na opór ekologów, zdecydowano o skróceniu tego okresu do końca 2017 roku. Do tego czasu swoją opinię na temat bezpieczeństwa tego środka ma wydać Europejska Agencja Chemikaliów.
Użyła pani słowa ekolodzy. Proszę tego nie robić w towarzystwie pracowników zakładów ekologii i ekologów uniwersyteckich. Ekologia to nauka o interakcjach pomiędzy organizmami i środowiskiem. Działania prośrodowiskowe, niezależnie od tego, czy racjonalne (a wiele właśnie takich jest), czy nieracjonalne (jak na przykład sprzeciw wobec GMO, czy pokojowego wykorzystywania energii jądrowej) to działania, które z ekologią jako nauką mają niewiele wspólnego. Język angielski rozróżnia te pojęcia: ecologist to naukowiec zajmujący się ekologią, a environmentalist to ktoś, kto działa na rzecz środowiska.
Ale wracając do glifosatu. Czy jest toksyczny? Oczywiście, że jest. Wszystko jest toksyczne. Każda substancja, łącznie z czystą wodą, jest toksyczna. Wszystko jest trucizną, jest tylko kwestia dawki i sposobu podania. W porównaniu z innymi środkami ochrony roślin, glifosat należy do bezpieczniejszych. Stosowany zgodnie z zaleceniami nie jest bardziej niebezpieczny od innych środków ochrony roślin, a przeciwnie – należy do tych najmniej niebezpiecznych dla człowieka. Jest stosowany od bardzo wielu lat.
Kolejnym błędem jest stwierdzenie, że glifosat stosuje się wyłącznie przy uprawach roślin modyfikowanych genetycznie. Nieprawda. W Polsce nie ma upraw modyfikowanych genetycznie, tymczasem proszę przejść się do dowolnego sklepu ogrodniczego, a preparaty z glifosatem będą tam na półkach. To najpowszechniej stosowany chemiczny środek ochrony roślin. Częstym nieporozumieniem jest również sugestia, że rolnictwo tzw. ekologiczne, czy też organiczne, nie posługuje się pestycydami ani herbicydami. Jak najbardziej posługuje się. Istnieją listy takich, które są dozwolone i takich, które nie są dozwolone. Glifosat nie jest akurat stosowany, ale są stosowane inne substancje
Glifosat należy do grupy substancji potencjalnie rakotwórczych, przy czym do jednej z najniższych kategorii, dokładniej do kategorii 2a. Brzmi bardzo groźnie, ale tak naprawdę substancję zaliczaną do wyższej kategorii, czyli o bardziej zagrażającej i lepiej udokumentowanej rakotwórczości, można kupić w każdym sklepie na rogu i prawdopodobnie wielu z nas wprowadza ją do organizmu dosyć regularnie. Mam na myśli etanol. Glifosat jest pod tym względem znacznie mniej rakotwórczy od etanolu, a na dodatek nie pijamy go sobie wieczorem szklankami, bo przecież nie takie jest jego zastosowanie.
Niedawno w jednej z gazet ukazał się reportaż powracający do historii, gdzie rzekomo w Argentynie, na terenach, gdzie uprawia się soję modyfikowaną genetycznie, panuje wysoki współczynnik zachorowania na nowotwory. Mówiąc krótko, jest to nieprawda. Oficjalne dane ministerstwa zdrowia Argentyny temu przeczą. Rzeczywiście istnieją obszary, gdzie zachorowalność jest większa niż średnia krajowa, ale akurat nie są to obszary rolnicze. Poza tym tak samo soję uprawia się w USA, czy Kanadzie, gdzie żadnego wzrostu zachorowalności nie ma. Trzeba wrócić do źródeł, czyli w tym wypadku statystyk ministerialnych danego kraju, żeby przekonać się, że kopiowane z jednego artykułu do drugiego dane nie są prawdziwe.
[su_spacer]
Albo aby przekonać się, że statystycy w ministerstwie są przekupieni przez Monsanto.
Z przekupieniem przez Monstanto to niesłychanie ciekawa historia. W ostatnich dniach ukazał się list nawołujący do zaniechania sprzeciwu wobec organizmów modyfikowanych genetycznie, podpisany przez setkę laureatów Nagrody Nobla. Czyli – wedle teorii spiskowej – oni wszyscy też zostali przekupieni przez Monsanto.
W nauce ogromna większość aktywnych badaczy, publikujących w recenzowanych czasopismach (a jest to wyróżnikiem i kryterium aktywności badacza. Ktoś, kto publikuje w postaci filmików na YouTube z żółtymi podpisami nie jest naukowcem), uznaje, że inżynieria genetyczna i nowoczesna biotechnologia nie niosą ze sobą zagrożeń. Oczywiście zwolennicy teorii spiskowych mówią, że wszyscy oni są przekupieni przez Monsanto. Ale proszę też zwrócić uwagę na to, że ponad 90% naukowców zajmujących się zagadnieniami klimatu zgadza się z tym, że działalność człowieka, w tym wykorzystywanie paliw kopalnych, prowadzi do ocieplenia klimatu, które jest dla nas bardzo, ale to bardzo niebezpieczne. Są firmy, którym bardzo zależy, żeby ludzie w to nie wierzyli, ot, cały przemysł paliw kopalnych, czy koncerny naftowe. Jeden koncern naftowy mógłby kupić Monsanto dziesięć razy i jeszcze zostałoby mu sporo wolnych pieniędzy. Są to koncerny, które mają bardzo duży wpływ na politykę – zaprzeczanie ociepleniu klimatu jest na przykład oficjalną platformą partii republikańskiej w Stanach Zjednoczonych. Są to także koncerny, dla których wywołanie wojny w średniej wielkości kraju, który akurat ma złoża ropy, nie stanowi absolutnie żadnego problemu. I im nie udało się przekupić naukowców (bo przecież cały czas środowisko naukowe powtarza, że z klimatem mamy problem), ale dziesiątki razy mniejszemu Monsanto udało się wszystkich przekupić? Niestety, kiedy wchodzimy na terytorium teorii spiskowych, logika i argumenty oparte na rozumie zupełnie przestają działać. Mówimy rożnymi językami i o komunikację jest bardzo trudno.
[su_spacer]
Dlaczego to akurat GMO stało się gruntem tak podatnym na teorie spiskowe? Jakie są korzenie lęku przed modyfikacjami genetycznymi?
Na pewno dużą rolę odgrywa tu niewiedza. Na przykład duża część ankietowanych w badaniach opinii publicznej uważa, że tylko organizmy modyfikowane genetycznie zawierają geny, a te niemodyfikowane nie.
Stąd też hasła Nie chcemy genów na naszym talerzu! i tym podobne. Nawet jeżeli zjedlibyśmy coś absolutnie niemodyfikowanego przez człowieka, np. upolowali dzikie zwierzę, czy też zjedli zerwane w lesie jagody, to tak czy inaczej, zjedlibyśmy dziesiątki tysięcy genów. Zjadamy komplet DNA, ale nic się nie dzieje, dlatego że w ten sposób nie da się przenieść genów z jednego organizmu do drugiego, wiadomo o tym od dawna. Geny na talerzu mamy codziennie. To hasło podobne do tego o jedzeniu bez chemii. Niedawno wyszła książka kucharska pod tytułem Święta bez chemii. [su_spacer]
Albo Zamień chemię na jedzenie.
Tylko w próżni doskonałej teoretycznie można byłoby wyobrazić sobie świat bez związków chemicznych. My sami oraz wszystko, co nas otacza jest zbudowane ze związków chemicznych. Nie ma życia bez chemii, tak samo jak i nie ma jedzenia bez genów.
A zatem niewiedza z jednej strony, ale z drugiej to też może być coś głębszego. Traktujemy życie jako coś niezmiennego, podlegającego stałym ideałom, platońskim wzorcom. Oczywiście w biologii tak nie jest – w tej nauce mamy raczej do czynienia ze zmiennością i płynnymi gradientami. Zmiana jednego genu nie zmienia w istotny sposób właściwości organizmu. Ktoś pytał mnie kiedyś, czy gdyby do pomidora wprowadzić jeden gen zwierzęcy, to czy wegetarianin mógłby takiego pomidora zjeść. Oczywiście, że mógłby. Pomidor taki nadal jest rośliną, nadal ma fizjologię typową dla rośliny i nie nabiera tych własności zwierząt, które stoją za wyborami wegetarian – nie staje się zdolny do odczuwania. To jest coś, co pozostaje dla człowieka nieintuicyjne. Wolimy raczej sztywne przegródki i twardą klasyfikację, a biologia bardzo się takim ramom wymyka.
Do tego do życia i biologii podchodzi się z mieszaniną fascynacji, lęku i odrazy. Wielu ludzi nie jest w stanie patrzeć na preparaty anatomiczne, czy sekcje. W fascynacji życiem jest więc zawsze element bardzo pierwotnego lęku. Jeżeli więc my, naukowcy w laboratoriach, grzebiemy przy życiu, to lęki te bardzo mocno się uaktywniają.
A do tego dochodzi jeszcze propaganda organizacji anty-GMO i przemysł strachu. Wiadomo, że strachem jest bardzo łatwo manipulować, to najłatwiejsze do wywołania w człowieku uczucie. Straszy się nas bez przerwy – osobami, które troszkę inaczej wyglądają lub mówią innym językiem, modyfikowanymi genetycznie roślinami, promieniowaniem, wszystkim. Cała współczesna polityka i socjotechnika opiera się na sterowaniu strachem i jest to bardzo silne narzędzie, które rzadko kiedy jest wykorzystywane w dobrych celach.
[su_spacer]
Czy świat, w jakim żyjemy dzisiaj, byłby w ogóle możliwy bez GMO?
W tym szerokim znaczeniu, czyli wszystkich modyfikacji wprowadzanych przez człowieka – nie. Nie mielibyśmy nic z tych odmian, które pozwalają dziś na utrzymanie tak dużej populacji. Jeżeli chodzi o produkty inżynierii genetycznej, wystarczyłoby natomiast cofnąć się do świata sprzed 30 lat. Był to świat bez inżynierii genetycznej, ze znacznie słabszym repertuarem różnych leków, technologii itd.
Natomiast obecnie organizmy modyfikowane genetycznie zakorzeniły się bardzo głęboko w naszej ekonomii. Większość bawełny, z której szyjemy ubrania, to bawełna modyfikowana genetycznie, uprawiania w Indiach, czy Chinach. Najprawdopodobniej każdy z nas ma w szafie ubrania produkowane ze zmodyfikowanej genetycznie bawełny. Oczywiście znowu – nie do odróżnienia od takiej, która zmodyfikowana nie została. Na pewno w najbliższej przyszłości będziemy potrzebowali coraz szerszego wprowadzania modyfikacji genetycznych, po to, by jakoś się utrzymać. Ludzi jest coraz więcej. Zmiany klimatu, o których już mówiłem, spowodują, że wiele obszarów, w których obecnie uprawia się rośliny, będzie obszarami dotkniętymi suszą. Inżynieria genetyczna może nam, przynajmniej w ograniczonym zakresie, trochę pomóc, bo można uzyskać odmiany które będą na suszę odporniejsze.
GMO wprawdzie nie rozwiąże wszystkich naszych problemów, ale bez tego będzie nam bardzo trudno.
[su_divider top=”no”]
[su_spacer]
prof. dr hab. Paweł Golik
Dyrektor Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego, aktywny badacz i ceniony dydaktyk.
Doświadczenie naukowe zdobywał na Uniwersytecie Warszawskim, w Centre de Génétique Moléculaire we Francji oraz w Center for Molecular Medicine w Emory University w Stanach Zjednoczonych.
Obecnie przewodniczy grupie badawczej zajmującej się ewolucją mitochondrialnej ekspresji genów, a także zajmuje się bioinformatyką oraz filogenetyką molekularną.
Kasiu, a co sądzisz o tym: https://www.facebook.com/notes/blog-slwstra/list-ryż-i-ludobójstwo/540395446164805
Czyżby Greenpeace nie był taki czarny, jak nam się wydawało?
A wywiad (WYWIAD! <3) świetny! :) Masz w planach rozwój tej formy tekstów?
Historia „Złotego ryżu” jest złożona, ale rola Greenpeace w niej jest akurat jednoznacznie negatywna. Naukowiec, który tę roślinę stworzył – Ingo Potrykus – to czysty idealista (jak wielu akademików). Że uczestniczące w projekcie firmy traktują to jako PR – pewnie tak, ale co z tego. Lepiej, żeby reklamowali się tak, niż na billboardach albo stadionach – przynajmniej jest z tego pożytek. Od początku złoty ryż miał być udostępniany rolnikom z ubogich krajów bezpłatnie. Był pomysł, żeby w bogatej Europie i USA sprzedawać to jako „superfood” (że niby antyoksydanty).
A że potrzeba więcej pracy, żeby dało się wdrożyć do uprawy – to jasne. Pomiędzy laboratorium a uprawą konieczny jest jeszcze etap testów polowych (np. żeby dostosować do lokalnych warunków). I te testy Greenpeace sabotuje. Najpierw nie dopuszczają do testów i niszczą pola doświadczalne, a potem gardłują, że nie było testów polowych – ocenę takiej strategii pozostawiam czytającym. I jest to tym bardziej przykre, że Greenpeace robi też wiele rzeczy, które gorąco popieram (ochrona mórz, Arktyki, czy u nas Puszczy Białowieskiej) – ich zajadłości przeciwko biotechnologii rolniczej (czy też energii jądrowej) zwyczajnie nie jestem w stanie zrozumieć.
Są też inne przykłady GMO non-profit, które udało się skutecznie wprowadzić do upraw, np. odporna na wirusa papaja uprawiana na Hawajach, czy bakłażany Bt uprawiane w Bangladeszu, których technologię nieodpłatnie tamtejszym rolnikom przekazał Cornell University.
Jako autor powyższej notki chciałbym zaznaczyć, że (w kontekście GMO) Greenpeace pozostaje dość czarny, nawet jeśli to jedno konkretne oskarżenie (o pośrednie zabijanie dzieci przez blokowanie GR) jest dość naciągane.
TBH nie sądzę, że gdyby faktycznie uzyskano odmiany GR rosnące skutecznie w miejscach docelowy, potwierdzono, że po wprowadzeniu do systemu produkcji żywności przekładają się na zmniejszenie deficytu wit A, to Greenpeace jakoś istotnie zmieniłby zdanie na temat GMO, czy GR w szczególności.
Arcyciekawy wywiad, wiele się z niego dowiedziałam!
Co do GMO to jest to ten sam przypadek co gender i wiele innych większych i mniejszych spraw – mylna interpretacja lub celowe kłamstwo zawarte w prostych słowach bardzo łatwo wchodzą ludziom w głowy, a żeby odkręcić całą tą paranoję to po 1 – trzeba użyć większej ilości słów (i często trudniejszych) niż w pierwotnej, błędnej wersji, 2 – ktoś musiałby chcieć zrozumieć jak to wygląda naprawdę, 3 – ktoś musiałby to naprawdę zrozumieć i 4 – ktoś musiałby się przyznać do tego, że był w błędzie. Mówiąc krótko: łatwiej zepsuć niż naprawić.
Mega propsy dla obydwojga :)
Mam wrażenie że to też jest trochę tak, że nauka i jej idee to ogólnie słabo rozumiane rzeczy w społeczeństwie. Pierwszym pytaniem gdy naukowiec opowiada postronnym o swoich badaniach jest pytanie o zastosowania – bez nich często do ludzi nie ma co nawet wychodzić. Ludziom ciężko zrozumieć ciekawość badacza, natomiast pieniądze rozumie już każdy, no i nieszczęście gotowe – w takim klimacie nieufność nawet nie wobec kontrowersyjnych metod co do naukowców i nauki jako takiej otrzymać łatwo.
Brak zrozumienia przez owe społeczeństwo kolosalnej roli badań podstawowych (basic research) prowadzi właśnie do tego typu problemów (tutaj upatrywałbym jedną z ról 'ogólnego wykształcenia’ – na wskazaniu np. takiej ważności), jako że większość takich badań nie ma bezpośrednich zastosowań (albo są one nieznane i to jest kluczowe). Bardzo ciężko znaleźć zastosowanie czegoś, co nie wiemy jak i dlaczego działa. I mimo że tego typu badania są w dużej mierze napędzane przez ciekawość badacza, zaspokojenie tej ciekawości nie jest rzecz jasna celem badań – tylko lepsze poznanie jak funkcjonuje natura. Dlatego też finansowanie badań podstawowych musi się w znaczącej mierze opierać o środki państwowe, nie kierujące są koniunkturą (w nauce też są koniunktury ale to temat na osobną dyskusję ;D) , tym co można najlepiej sprzedać i krótkofalowymi planami. Mozolne odkrywanie kolejnych drobnych cegiełek nijak pasuje do szeregu obecnych postaw stąd, zdaje się, coraz większa przepaść między naukowcami a 'społeczeństwem’. Temat rzeka.
Cenne spostrzeżenie. Wygląda na to że nauka ze społeczeństwem rozbiega się na wielu poziomach, co nie wróży szybkiego porozumienia. Jednocześnie metoda naukowa jest „tylko” podstawą – na niej powstaje dużo skomplikowanych struktur takich jak rola statystyki i przypadkowych odkryć, odrzucanie dysonansów, myślenie przeciwintuicyjne… Bez zrozumienia podstawy nie ma co oczekiwać od ludzi poważania dla całej reszty, ale nawet ze zrozumieniem tej podstawy z kolejnym piętrem zaawansowania mogą być problemy, a szkoła ma też inne rzeczy do roboty niż pokazywać dzieciom jak działa nauka.
Nie oczekuję zrozumienia tychże, tylko, za poetą Dylanem „don’t criticize what you cannot understand”
To oczywiście bardzo skrajne myślenie :) A tak na poważnie, to średnio widzę ważniejszą rolę szkoły, niż właśnie pokazywanie jak działa nauka, albo chociaż jak dochodzić do jakiejś opinii na dany temat (praca ze źródłami, weryfikowanie tez, dowodzenie twierdzeń, szukanie kontrprzykładów itd) zwłaszcza w tzw 'obecnych czasach’ – z morzem informacji w internetach, kolejnymi technologicznymi nowinkami (choćby to GMO, AI, suplementy, leki na raka itd). Tu też nieoceniona rola popularyzatorów nauki (choćby Ben Goldcare), blogerów jak ten tutaj ;) i tak dalej. Na moje wychodzi, że warto zacząć od otwarcia się na mądrzejszych od siebie i na dopuszczenie do świadomości, że można nie mieć racji. Reszta rzeczy które wymieniłeś wydaje mi się że naturalnie za tym podążają.
Dobrze problem podsumowuje „Krótki film o prawdzie i fałszu” SciFuna :)
No tak, wiadomo, że ktoś już to wszystko powiedział :D dzięki za film!
Jeśli idzie o buntowanie się przeciwko nauce, to upatrywałabym przyczyny przede wszystkim w brakach na poziomie szkoły. O metodzie naukowej, o ile w ogóle, przeciętny człowiek dowie się na studiach (i to tylko, jeśli wybiera ściślejsze kierunki). Tak samo o istocie funkcjonowania świata nauki – o publikacjach, recenzjach, mechanizmach weryfikacji, o sposobie dochodzenia do różnych wniosków itd. To po pierwsze. Po drugie relatywizm i przekonanie, że wszystkie opinie – niezależnie od tego, czy wypowiada je profesor, czy pan Mieciu spod sklepu na rogu – są równocenne ma się świetnie. Ale to też kwestia edukacji, która poza uczeniem powinna uświadamiać ludziom, jak wielki jest ogrom ich niewiedzy. To taka praca u podstaw, która niestety nie jest wykonywana i niestety przynosi to swoje skutki.
Zupełnie subiektywnie zauważę (mając nadzieję że to nie jest tylko mój efekt potwierdzenia) że „kiedyś tego nie było” – a przynajmniej jakoś nie słyszało się o tym na tyle, żeby podważanie nauki było obecne w dyskusji publicznej. Jednocześnie ciężko jest mi wyobrazić sobie że kiedyś problem świadomości nauki rozwiązywano inaczej, a później po prostu to olano. Może więc to trochę bardziej skomplikowane zagadnienie? Poznanie metody naukowej nie oznacza jeszcze akceptacji wszystkiego czym ona operuje szczególnie że strach i dysonanse działają na nas tak silnie, że często mimo wiedzy brniemy w zaparte.
Problemem jest to, że Internet dał ludziom dostęp do wiedzy, ale większość nie wie jak z niej korzystać – bo nawet otwarcie pubmed/pcm i przeczytanie tylko abstractu (co robi 95% osób cytujących badania) nie oznacza, że masz racje. A na tym opiera się większość blogasków, które starają się być „mądre”.
I ludzie to czytają i widzą, że wielkie korpo kłamią i są złe, i że nauka nie wie co mówi (bo co chwila przecież wychodzą sprzeczne badania – więc naukowcy są „głupi”).
Zrozumienie, jak działa nauka i jak interpretować badania (co to jest przedział ufności, ryzyko względne/bezwzględne, co to jest hakowanie P, czemu głownie badania udowadniające istnienie powiązań są publikowane i czemu to zaburza obraz rzeczywistości, co to jest podwójna ślepa próba, placebo, nocebo, meta analizy, badania kohortowe, itp, itd) – tego się nie uczymy w szkole! A bez tego nie ma co brać się za cytowanie badań, bo możemy zacząć głosić pseudo-naukowe bzdury, będąc pewnym swojego parcia w nauce.
A potem ludzie pomiędzy kawą a serialem czytają to i myślą „ooo cytuje badania, mondry chłop”. I mamy to co mamy.
Ehh
Myślę że poszedłeś odrobinę zbyt mocno w specjalizację – ja sam nie słyszałem tych wszystkich terminów (co mi akurat nie przeszkadza, bo sobie zriserczuję) a w przyszłym roku magisterka. Póki co to niech szkoła zacznie przekazywać podstawy metody naukowej, później można to ewentualnie rozszerzyć. Oczywiście jeśli inne ważne rzeczy jak uczenie się wzorów na pamięć nie zabiorą czasu który mógłby być na tamto przeznaczony ;)
Do przeczytania przez wszystkich Polaków.
Naprawdę świetny, konkretny tekst, powinno się go serwować tym wszystkim co to genów nie jadają :-)
Niewiedza od zawsze towarzyszy tym, którzy najgłośniej krzyczą. Nie ukrywam jeszcze kilka lat temu termin modyfikacja genetyczna budził we mnie grozę, może to problem w nazewnictwie???
A teraz?? movie night bez pop-cornu!!!! Dzieci by mi nie wybaczyły…. To byłoby jak te jedzenie bez genów :-)
Aczkolwiek i tak zwierzęcy pomidor wygrywa!!!
Bardzo, bardzo ciekawy wywiad. Wszystko napisane jest takim językiem, że nawet taki laik jak jest w stanie zrozumieć cały tekst. Szczerze mówiąc poczytałabym więcej tego typu artykułów.
Są plany, by takich wywiadów ukazywało się więcej. Pracuję nad tym:)
Więcej takich materiałów Kasiu!
Poczułem się mądrzejszy, a to bardzo miłe uczucie.
Po chwili jednak zastanowienia, dodam również, iż pozostałe teksty Twe też często we mnie to uczucie budzą. Żeby nie było, że to zasługa jedynie pana profesora. :)
No no! Kawał dobrej roboty! Świetnie się czyta! I daje do myślenia.
Świetny wywiad! 👏🏻👏🏻👏🏻
Dzięki!
Bardzo ciekawy wywiad! Cieszę się, że jest miejsce gdzie można się dowiedzieć czegoś ciekawego o świecie poza murami uniwersytetów i trudnymi do zrozumienia publikacjami :))
Dzięki za ten artykuł. Zawsze odsyłam do niego, kiedy ktoś mnie pyta o GMO.
Szkoda, że w naszym społeczeństwie panuje tak duża niechęć do GMO wynikająca z niewiedzy, którą nasz rząd jeszcze bardziej utwierdza…. Chętnie poleciłabym „przeciwnikom” ten wywiad.
cackanie sie i głaskanie aby na siłe GMO-gowno wcisnąć, zaprzeczanie rzeczywistosci byle gowno w pazlotku sprzedać, to co dobre nie wymaga reklamy , tylko gowno musi byc non stop wypychane