Ujemne kalorie: jedz ile chcesz i… padnij z głodu?

15-05-2016
Och, ludzkości! Nigdy nie przestajesz mnie zaskakiwać. Co rusz zasypujesz mnie nowymi, szalonymi ideami – a to tysiącami poradników o tym, jak wykonturować sobie ciało i dorysować mięśnie na pupie, a to (bluźnierczym!) pomysłem połączenia czekolady z bekonem lub – jeszcze gorzej – Mandaryny z mikrofonem. Ostatnio natomiast zaskoczyłaś mnie czymś zupełnie innym. Koncepcją ujemnych kalorii. [su_spacer]

Przechadzając się niedawno po nie takich znowu ciemnych zakątkach internetu, natrafiałam co rusz na artykuły głoszące, że są na tym świecie takie rodzaje przekąsek, których bilans kaloryczny jest ujemny. O co chodzi? Otóż powyższe założenie opiera się na tym, że aby strawić jakieś jedzenie, nasze organizmy wydatkują energię na wszystkie procesy związane z rozkładem pożywienia – jego obróbką, absorpcją i metabolizowaniem. Jeśli więc znajdziemy jedzenie, którego strawienie jest bardziej kaloryczne niż sama potrawa, hasło jedz i chudnij nareszcie zacznie mieć rację bytu. No tak czy nie? [su_spacer]

Well… niestety nie

Choć w teorii zjawisko takie jest możliwe, nauce nie jest znany póki co ani jeden przykład pokarmu, którego zjedzenie wiązałoby się z utratą energii.

Na co wydatkowana jest energia w organizmie?

Choć prawdą jest, że nasze ciała wymagają nakładu energii na to, by przetworzyć jedzenie, które umieszczamy we własnych brzuszkach, to jednak z ewolucyjnego punktu widzenia spożywanie czegokolwiek tylko po to, by ostatecznie stracić energię, nie miałoby absolutnie żadnego sensu. [su_spacer]

[su_panel text_align=”center”]Wyobraźcie sobie na przykład grupkę ludzi, która żywiłaby się tylko magicznym, ujemnokalorycznym pożywieniem. Tracąc kalorie razem z każdym posiłkiem, początkowo zgubiliby dodatkowe kilogramy. Potem się wychudzili. Następnie zostaliby zatrudnieni przez Pradę do kampanii na wiosnę/lato, a ostatecznie umarliby z głodu.[/su_panel]

Dobór naturalny musiał w tym przypadku działać wyłącznie w jednym kierunku, premiując te osobniki, które proces trawienia uczyniły maksymalnie efektywnym i były w stanie pozyskać energię z każdego, nawet skrajnie ubogiego w kalorie, źródła. Przykładem takiego źródła może tu być na przykład seler, który to przewija się w niemal wszystkich bzdurnych publikacjach na temat ujemnych kalorii. Choć warzywo to składa się w wielkiej mierze z wody (zero kalorii) i niestrawialnych (czyli pozbawionych kalorii) roślinnych włókien, to jednak ma też w sobie tych kilka kalorii pochodzących głównie z cukru i niewielkich ilości białek. Przesuwanie tej kupki wody i błonnika przez przewód pokarmowy oraz wchłonięcie niewielkich ilości substancji odżywczych kosztuje nasz organizm jakieś 2-3 kilokalorie na każdą przeciętną (50-gramową i zawierającą jakieś 8-10 kilokalorii) łodyżkę. Ostatecznie wychodzimy więc na plus. [su_spacer]

Generalnie rzecz biorąc szacuje się, że trawienie:
  • tłuszczu pochłania około 3-5% kalorii zawartych w pożywieniu,
  • węglowodanów – około 5-10% kalorii,
  • względnie ciężkostrawnych białek natomiast – nawet 20-30% całości

No dobrze, a co z rzeczami, których nie trzeba trawić? Na przykład z wodą? [su_spacer]

Czy zimna woda spala kalorie?

Owszem. Przynajmniej w teorii. Przeliczmy to sobie, stosując łopatologiczną i niezbyt dokładną metodologię.

Weźmy jedną szklankę (czyli około 250 gramów) lodowatej wody o temperaturze 4 stopni Celsjusza. Nasze ciało musi ogrzać tę wodę do 36,6 stopni Celsjusza, czyli o 32,6 stopnia. Z fizyki i biologii pamiętamy, że jedna kaloria to tyle energii, ile jest potrzebne do ogrzania 1 grama wody o 1 stopień Celsjusza. Wykonujemy proste działanie:

32,6 x 250 = 8150 [kalorii, czyli 8,15 kilokalorii]

W ten sposób udowodniliśmy, że wypicie jednej szklanki lodowatej wody kosztuje nasz organizm 8,15 kcal. Jeśli w ciągu dnia pokusimy się o osiem takich napitków, stracimy łącznie 65,2 kcal. Zakładając, że utrata 1 kilograma masy ciała jest związana z deficytem około 7000 kilokalorii, stosując taką lodowato-wodną dietę powinno udać nam się stracić kilogram już zaledwie po… 107 dniach! Wspaniały rezultat! A pomyślcie dopiero o tym cudownym bikini body, które można byłoby uzyskać, łykając każdego dnia po 10 kostek lodu!

Jak stracić jeden kilogram masy ciała?

Journal - 17

Disclaimer: wszystkie powyższe wyliczenia są czysto teoretyczne i – choć istnieją badania potwierdzające, że osoby pijące dużo wody są szczuplejsze – nie mogą stać się podstawą do wcielenia jakiegokolwiek (a już zwłaszcza opartego na lizaniu lodu) planu żywieniowego:)

[su_spacer]

 

Podsumowując: nauce nie udało się póki co zidentyfikować jakiegokolwiek jedzenia, którego strawienie kosztowałoby nas więcej energii niż ta, której dany pokarm dostarcza. Nie ma takiej możliwości, by efekt pochłoniętych po kryjomu snickersów dało się zniwelować za pomocą przeżuwania kilogramów marchwi i selera. Jeśli idzie o sposoby na zrzucenie dodatkowych kilogramów, równie skuteczne, co liczenie na ujemność kaloryczną pożywienia, może być na przykład siedzenie na fotelu z lewą nogą założoną na łokieć lub czytanie działów Dieta&Zdrowie w prasie kobiecej w każdą środę. Od tej drugiej metody, oprócz kilogramów, straci się też na pewno trochę nerwów.

Generalnie nie polecam:)

[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon]

17 odpowiedzi na “Ujemne kalorie: jedz ile chcesz i… padnij z głodu?”

  1. O, fajnie, że to napisałaś, bo wielokrotnie się spotkałam z tymi ujemnymi kaloriami w jedzeniu :). Ja co prawda nie liczę ich, patrzę na to, co oprócz kalorii dostarczam, ale dobrze sobie prostować pewne rzeczy w głowie i wiedzy :D.

  2. Uwielbiam Twoje rysunki! :D Bardzo dobrze, że to napisałaś, dużo osób nie zastanawia się nad informacjami, którymi bombarduje nas otoczenie :)

  3. Wojciech pisze:

    To się chyba częściowo wzięło od (przynajmniej w angielskojęzycznej części internetów) pomieszania „fizycznych” (kilo)kalorii z „jedzeniowymi” kaloriami. Za wiki: „The word calorie is popularly used with the number of kilocalories of nutritional energy measured.” [sic]. Czyli łatwo się pogubić: wiele stron mówi o 2000 calories a day. Wówczas jedna szklanka zimnej wody spala 4 razy tyle ile jest zalecane dziennie :P

    A na marginesie kostki lodu są troszeczkę bardziej wydajne od picia zimnej wody, bo dochodzi ciepło, które trzeba spożytkować na przemianą fazową lód->woda ;)

  4. Agata M. pisze:

    Kasiu, ja z innej paki, widziałam że na snapku wyśmiewasz cudy kosmetologii rossmanowskiej, ale biomimetyczne peptydy istnieją serio, inna sprawa, że niekoniecznie działają :-) pzdr!

    • Kasia Gandor pisze:

      Ja wiem, że istnieją. Wyśmiewam się jedynie z tych najnowszych i najbardziej kosmicznych technologii dostępnych i rzekomo wykorzystywanych w ciapadłach za 9,99 na promo w drogerii:) dodatkowo jestem też pod wrażeniem zdolności słowotwórczych niektórych producentów!

  5. Agi pisze:

    Kasiu, mogłabyś się odnieść do badań na pasożyty grzyby i te inne? Dużo się teraz słyszy o metodzie dr Volla, o ile się nie mylę, na zachodzie jest ona refundowana, a u nas dopiero staje się popularniejsza i bardziej dostępna. Jakie masz zdanie na ten temat? Prawda czy bujda?

  6. Natalia pisze:

    Ostatnio sobie pomyślałam, że może chciałabyś napisać o aluminium w dezodorantach? :) Cały czas spotykam się z opinią, że dezodoranty to zło wcielone, a jakoś trudno z nich zrezygnować… :P

  7. Kamil pisze:

    Kocham Cię za te wszystkie przykłady i porównania. :D

  8. ka pisze:

    jezu, kasia, nie da się nie kochać ciebie i tego, jakimi ścieżkami wędrują twoje myśli w wyprawie po tak świetne metafory! ps. tak, wiem, że to wcale nie na temat.

  9. Kasiasss pisze:

    No czego to ludzie nie wymyślą… Na szczęście do mnie te wieści jeszcze nie dotarły. Rozbroiłaś mnie z tą Pradą ;D

  10. Karolina W pisze:

    Osoby, które piją dużo wody, po prostu jej nie zatrzymują w organizmie. Z tym, że te „duże ilości” to ilości takie, które powinien każdy człowiek wypijać dziennie. I one się powiększają razem z intensywnością treningów. Dla osoby, która pije dwie szklanki wody dziennie, a reszta to słodkie napoje (których też pije mało), te 2-3 litry wody dziennie to będzie tak dużo, że będą się dziwić, że co chwila nie latamy do łazienki. Tj. ja latam, ale jak piłam mniej to też latałam. Taki mój urok ;) No i zazwyczaj osoby, które piją tak dużo wody, właśnie trenują lub odżywiają się zdrowo, bo się w to wkręcają, no i mamy efekt szczupłej sylwetki :D

    • oPyrzanka pisze:

      ale ta woda jest ci przeciez potrzebna żeby wyczyścić sobie nerki i inne rzeczy :p więc akurat, to że chodzisz często do łazienki to bardzo dobrze, bo od jakiegoś syfku mogą się „zrodzić” kamienie :p

  11. Exactly! Chociaż wszyscy byśmy chceli chudnąć od jedzenia to niestety, trzeba ruszyć tyłeczki i porządnie poćwiczyć, jak już zjemy tego snicersa (i nie tylko wtedy) :)

  12. Kinga pisze:

    „(…) nie mogą stać się podstawą do wcielenia jakiegokolwiek (a już zwłaszcza opartego na lizaniu lodu) planu żywieniowego:)”
    Lizanie lodu <3

    Trochę odgrzebuje starowinki, ale trafiłam jakimś dziwnym szlakiem na Twoją stronę i jestem na tak!

  13. Urszula Krasny pisze:

    (Nawiasem mówiąc, zrobienie sobie 7000 kcal deficytu w tydzień – 1000 kcal dziennie! – nie jest szczególnie łatwe i imo wymaga nieco więcej wysiłku niż „zdrowe odżywianie i regularne ćwiczenia” – przynajmniej w przypadku kobiety. Zakładając dzienną podaż kcal na poziomie BMR, przez tydzień należałoby codziennie chodzić przez 2-3 h [w zależności od wagi] lub biec ok. 10 km/h przez 1 h lub biec więcej niż 1 h w wolniejszym tempie. Przy jednoczesnym ograniczaniu spożywanej ilości jedzenia i bez żadnej przerwy na regenerację, czarno to widzę.)

  14. Kasirysik jest genialny <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.