Sensem życia jest jego kontynuowanie. Każdy organizm dąży więc do przekazania swoich genów kolejnym pokoleniom, a każda generacja wyposażana jest w pulę genów nieco różniącą się od tej, w której posiadaniu byli jej rodzice. W związku z tymi zmianami może przejawiać mniejsze lub większe przystosowanie do środowiska, w którym żyje. Jeśli dana zmiana wpłynie korzystnie na zdolność do przetrwania – ot, chociażby kiedy futerko niedźwiedzia polarnego straci pigmentację i stanie się śnieżnobiałe, pozwalając mu na niemal doskonały kamuflaż – będzie częściej przekazywana kolejnym pokoleniom. Jeśli nie – i biedny brązowy niedźwiedź będzie musiał ukrywać się na białym lodowcu – prawdopodobieństwo śmierci i wyeliminowania jego genów z puli wzrośnie. Dzięki temu organizmy coraz lepiej dostosowują się do wymagań środowiska i opanowują jego kolejne nisze. Proste? Całkiem, całkiem.
Choć z dzisiejszej perspektywy założenia ewolucji są dla nas oczywiste, dostrzeżenie jej mechanizmów zajęło ludzkości kilka ładnych tysięcy lat. I choć od ich opisania także minęło niemało, wciąż wokół teorii ewolucji krąży wiele mitów i niejasności i to właśnie o nich porozmawiamy sobie dzisiaj. [su_spacer]
Ewolucja to tylko teoria
Zacznijmy od początku. Co to w ogóle znaczy, że teoria ewolucji jest… teorią? Że wciąż nie wiemy, czy jest prawdziwa? A może, że wciąż w grę wchodzą jakieś inne opcje wyjaśniające działanie mechanizmów kształtujących życie? Czy musimy brać ewolucję na serio, skoro to tylko teoria?
No cóż. Znaczenie słowa teoria w nauce bardzo różni się od tego, którym posługujemy się w mowie potocznej. W nauce wszystko zaczyna się od hipotezy i to jej – choć to przewrotne – bardziej odpowiada potoczne rozumienie słowa teoria. Hipoteza to jakieś twierdzenie lub pogląd, co do prawdziwości lub fałszywości którego nie mamy pewności. Prawidłowo sformułowana hipoteza powinna spełniać kryterium falsyfikowalności, czyli być opisana w taki sposób, by dało się przeprowadzić eksperymenty i badania mające na celu jej podważenie i obalenie. Cały ten proces nazywa się testowaniem hipotezy. W momencie (którego określenie jest bardzo płynne), w którym na potwierdzenie hipotezy zbierze się dostatecznie dużo naukowych dowodów i stosując rozsądny tok rozumowania, będziemy mogli przyjąć, że więcej z zebranych dowodów przemawia za prawdziwością danej hipotezy niż za jej fałszywością, hipoteza awansuje do rangi teorii.
Teoria tłumaczy jakiś fragment działania świata, opiera się przy tym na faktach naukowych oraz jest zgodna z aktualnym stanem wiedzy. Tak właściwie w nauce, która z założenia nie lubi się z dogmatami, nie ma w hierarchii twierdzeń niczego ponad teorią. Tak jak teoria ewolucji, teorie heliocentryczna, względności, czy komórkowa wciąż są tylko teoriami. I choć nie można wykluczyć, że kiedyś zostaną one obalone, to biorąc pod uwagę obecny stan wiedzy i gigantyczną liczbę potwierdzających je faktów, nikt rozsądny raczej nie wchodzi z nimi w dyskurs. [su_spacer]
Przetrwają najsilniejsi
Nie, nie i jeszcze raz nie. Weźmy na przykład słonia i mrówkę. Kto jest silniejszy? Oczywiście słoń. Co stanie się ze słoniem, jeśli wepchniemy go pod ziemię i zasypiemy toną piachu? Umrze. Tymczasem słabsza mrówka poradzi sobie w tych samych warunkach doskonale, razem z innymi zbuduje mrowisko i wyda na świat potomstwo liczone w setkach tysięcy. Najsilniejszy słoń polegnie więc sromotnie w starciu z najsłabszą mrówką.
Koncepcja Darwina została w potocznej polszczyźnie przeinaczona – po angielsku głoszona przez niego zasada brzmi survival of the fittest, co tłumaczy się jako przetrwanie najlepiej dostosowanych, a nie wykazujących się największą siłą. Najlepiej poradzą więc sobie nie ci, którzy odznaczają się największym obwodem bicepsu, ale ci, którzy są w posiadaniu cech, dzięki którym mogą w najlepszy sposób korzystać z zasobów środowiska, a także najefektywniej chronić się przed konkurentami i pasożytami. [su_spacer]
Człowiek jest zwieńczeniem i szczytowym osiągnięciem ewolucji
I tak, i nie. Każde żyjące obecnie stworzenie, od najpierwotniejszych archeonów i bakterii, aż po najinteligentniejsze ptaki i naczelne, jest królem na swojej własnej gałęzi rozwoju. Gdyby było inaczej i dany organizm przegrałby walkę o jak najlepsze dostosowanie się, po prostu nie byłoby go już na tym świecie. Każdy z milionów gatunków żywych stworzeń, które stąpają, pływają, wyrastają, latają, pełzają i osiadają na tej ziemi, jest więc absolutnym zwycięzcą i może nazwać się mistrzem dostosowania do warunków.
[su_spacer]
Skoro jest kot i jest pies, to gdzie w takim razie… kotopies?
Rozmawiałam kiedyś z Krysią, która wyraziła w rozmowie swoje wątpliwości, co do tego, czy teoria ewolucji w ogóle ma sens. Stwierdziła, że skoro jedne organizmy ewoluują z drugich, to dlaczego w przyrodzie nie ma form pośrednich, które łączyłyby w sobie trochę cech jednego gatunku i trochę drugiego. Skoro koń i pies mają wspólnego przodka, to gdzie szukać koniopsa? No właśnie.
Jeśli chcielibyśmy wyobrazić sobie postęp ewolucji, nie przybrałby on formy prostej linii, w której – niczym jak na osi czasu – jedne organizmy przekształcają się w drugie. Tym, co najlepiej obrazuje charakter ewolucji jest drzewo.
Wracając do wysuniętego przez Krysię przykładu z koniopsem – koń i pies wprawdzie wywodzą się z tego samego konara, jednak każde ze zwierząt urzęduje na swojej własnej, osobnej gałęzi. Patrząc na drzewo, nie doszukujemy się niczego w przestrzeni pomiędzy kolejnymi gałęziami, po prostu widzimy, że jest ona pusta. Na tej samej zasadzie, spoglądając na drzewo genealogiczne naszej rodziny, nie będziemy doszukiwać się istnienia jakiegoś dziwnego pośredniego stworzenia pomiędzy nami, a naszym kuzynostwem. Naszym ostatnim wspólnym przodkiem będzie w tym wypadku któryś z dziadków, po którym to konar rozgałęzi się, a losy każdego potomka potoczą się swoją drogą.
[su_spacer]
Ewolucja tłumaczy, skąd wzięło się życie i stoi w opozycji do kreacjonizmu
Nie. Zagadnieniem tego, jak mogło w ogóle dojść do powstania życia na Ziemi, teoria ewolucji nie zajmuje się w ogóle. Przedmiotem zainteresowania ewolucjonistów są mechanizmy, które doprowadziły do tego, że życie dzisiaj wygląda tak jak wygląda. Z tego względu nigdy nie rozumiałam konfliktu, który toczą ze sobą ewolucjoniści i kreacjoniści. Przecież te dwa stanowiska – przynajmniej z punktu widzenia osób wierzących – doskonale się uzupełniają. Kreacjonizm odpowiada na pytanie kto?, natomiast ewolucja – jak? [su_spacer]
[su_divider top=”no”]
Choć to zadziwiające, bez umieszczenia danych zjawisk w ewolucyjnym kontekście, niemal nic w biologii nie miałoby większego sensu. Ani powstanie, ani podtrzymywanie, ani kontynuowanie i ulepszanie życia nie byłoby w żaden sposób uzasadnione. Z punktu widzenia ewolucji życie najmądrzejszego człowieka nie różni się za bardzo od życia najpierwotniejszej bakterii – sensem trwania i pierwszego, i drugiego jest przecież tylko przekazanie swoich genów kolejnemu pokoleniu. I wiecie co? Czasami sama już nie wiem, czy cała ta uniwersalność ewolucji jest piękna, czy może raczej przerażająca. I pewnie właśnie dlatego pozostaje tak ciekawa:)
[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon]
Zgadzam się z tym co napisałaś na tematu ewolucjonizmu i kreacjonizmu w 100% :) nigdy nie rozumiałam dlaczego nauczyciel biologii z liceum próbował nam wmawiać, że kreacjonizm jest przestarzały i nieaktualny… moim zdaniem świetnie się łączy z ewolucjonizmem ;)
Wiemy że ewolucja zachodzi, biorąc pod uwagę wszystkie właściwości organizmów żywych populacji i biocenoz wręcz musi zachodzić, ale jednak nie wiemy do końca jak ona zachodzi ;) nigdy się nie dowiemy, to są właśnie hipotezy. model drzewka dobrze się sprawdza ale przy tłumaczeniu niektórych zjawisk wśród roślin lepiej pasuje model ewolucji siateczkowej. na razie nie znaleziono organizmu, który łączyłby cechy dwóch grup tak jak kopalne formy przejściowe, zakładamy, że w toku ewolucji takie organizmy giną na rzecz dwóch potomnych, ale nie możemy wykluczyć że kiedyś taki organizm/takson odkryjemy ;). aczkolwiek kotopsa raczej nie znajdziemy z uwagi na to, że pies ma po drodze bliższych przodków innych niż kot. myślę że problem ludzi z ewolucją polega na tym że nie mogą oni pojąć jak to może się dziać bez bożego palca ;) takie skomplikowane procesy, trwające setki milionów lat, które doprowadziły do powstania człowieka z takiej „nędznej” bakterii, bez świadomości, uczuć, bez mózgu nawet. jak to jest, że człowiek do myszy taki niepodobny, a należą do jednej gromady, mało tego, dowiadujemy się że naszym kuzynem jest szympans i że kiedyś wszyscy byliśmy murzynami. ludziom się po prostu podoba wizja, że ktoś super fajny stworzył ich na swoje podobieństwo a całą resztę uczynił gorszą. kreacjonizm z ewolucjonizmem kłóci się o tyle że nie odnosi się wyłącznie do dzieła stworzenia świata i życia, ale określa (ten ewolucjonistyczny kreacjonizm, tych większych hardkorów nie ma co cytować), że człowiek z gatunku Homo sapiens jest celem ewolucji samym w sobie, oraz że ewolucja była kierowana przez Boga ku stworzeniu człowieka. no, to jest zaprzeczenie nauki jakby nie patrzeć. nigdy nie krytykowałam, nie wyśmiewałam religii, religia i tradycja była ważnym komponentem naszego rozwoju jako gatunku, natomiast sfera ta z nauką mieszać się nie może. owszem, ktoś wyznając religię może sobie tłumaczyć zjawiska w nauce niewytłumaczalne właściwie (nikt nigdy nie cofnie się kilka miliardów lat i nie zobaczy, jak powstało życie, nikt nigdy nie dowie się jak było naprawdę), jeśli niewiedza nie satysfakcjonuje go intelektualnie, go ahead, ale alternatywą dla stwierdzonych i potwierdzonych rozwiązań naukowych to nigdy nie będzie.
„Teoria ewolucji to jest tylko TEORIA. TEORIA!”
– Wojciech Cejrowski
To mi się najbardziej skojarzyło z punktem pierwszym :D
Świetny tekst! Ja zwykle jeszcze czuję potrzebę wytłumaczenia moim znajomym, czym w praktyce jest dobór naturalny i czemu wiele organizmów, czy nawet pewnych cech człowieka jest tak „niedoskonałych”.
Ludzie, nawet ci wykształceni, ale w innym kierunku, zwykle na logikę przyjmują, że dobór naturalny działa tak jak w teorii Lamarcka. Czyli np. że żyrafy mają długie szyje, bo wyhodowały takie, żeby sięgać do czubka drzewa. Jest to oczywiście błędne myślenie. Ewolucja nie „wyhodowała” im tej szyi specjalnie. Po prostu w pewnym momencie osobniki, które z jakichś przyczyn miały długie szyje, lepiej sobie radziły, a co za tym idzie, skuteczniej się rozmnażały.
I to jest klucz do zrozumienia tego zjawiska: ewolucja nie preferuje tych osób/zwierząt, które są powszechnie uważane za zajebiste, tylko te, które najskuteczniej się rozmnażają. Jeżeli więc mądry i przystojny szef firmy będzie miał tylko jedno dziecko, a gruby Zenek spod budki z piwem zrobi sobie dziesiątkę, to spójrzmy prawdzie w oczy, w wyścigu ewolucyjnym wygra ten drugi ;) Dlatego też dla wielu kobiet ciąża i poród to takie ciężkie przeżycie. Ten mechanizm widać jest wystarczający do tego, żeby się rozmnażać. Nie musi być optymalny i zawsze przyjemny dla kobiety. Bo ewolucja przecież nie myśli.
Nie jeżeli 10 dzieci Zenka pomrze w połogu a dziecko szefa będzie wiodło szczęśliwe życie z płodnym partnerem/partnerką :P
Tak też może być :P
Chodziło mi o to, że z „ewolucyjnego punktu widzenia” nie chodzi wyłącznie o rozmnażanie, ale także o dołożenie starań, coby te raz przekazane geny miały szanse zostać przekazane dalej; w pewnych warunkach zapłodnienie jak największej ilości samic może być dla samca optymalną strategią, ale nie musi – nieraz lepszym rozwiązaniem jest „rzadziej a lepiej”; stąd np. monogamiczne związki spotykane u niektórych naczelnych naturalnie, włącznie z człowiekiem (to w odniesieniu do pewnych autorów twierdzących, ze człowiek >>nie jest stworzony<< do monogamii).
Wojciech, zgadzam się w stu procentach. Chodziło mi w tym miejscu o coś innego, ale przyznam, że ciężko mi to ubrać w odpowiednie słowa. Bo trzymając się poprzedniego przykładu: większość ludzi, kiedy widzi takiego Zenka i prezesa firmy, uważa, że to prezes firmy wygrał na loterii genowej i jest szczytem rozwoju ewolucyjnego, a taki Zenek to porażka i ewolucyjna ślepa uliczka ;) Tymczasem wygra nie ten, który wydaje się być bardziej zajebisty, tylko ten, który skuteczniej się rozmnoży. Może to być prezes, który wychucha swoje jedno dziecko, ale może też Zenek, którego dzieci będą miały gorszy start, ale będzie ich więcej, więc kilku z nich i tak się rozmnoży. Z punktu widzenia ewolucji nie ma większego znaczenia, jaką strategię przyjmie dany osobnik, byle była ona skuteczna.
I tutaj dochodzę do sedna tego, co chciałam przekazać. W ewolucji nie chodzi o to, że dalej przekazywane są tylko te geny, które społeczeństwo uważa za „fajne i przydatne”, takie jak inteligencja czy np. ładna twarz. Przekazuje geny ten, który zdoła się rozmnożyć. Obojętnie, czy jest ładny i mądry, czy może brzydki i głupi.
Również się zgadzam, piątka w takim razie ;)
Jest kilka takich smaczków, które wychodzą gdy roztrząsa się ewolucję, np. wspomniany przez Ciebie poród. Tak naprawdę „najlepiej dostosowany” sprowadza się do „wystarczająco dostosowany, by zdążyć się rozmnożyć” (ew. odchować potomstwo). No i że z ewolucyjnego punktu widzenia osobnik po rozmnożeniu i odchowaniu potomstwa jest absolutnie zbędny (a może nie? ktoś coś?)
A już tak kompletnie na boku to jakoś takie „wygrywanie” kompletnie nie moja bajka :v
Spoko, „wygrywanie” to też nie moja bajka, zresztą co mnie to obchodzi, kto tam się jak rozmnoży ;) Tylko piszę, jak rozumie ewolucję wiele ludzi.
Jeżeli chodzi o to, że osobnik po urodzeniu i odchowaniu dziecka staje się niepotrzebny, to jakiś czas temu czytałam ciekawą analizę tego, dlaczego mężczyźni są płodni do końca życia (jeśli, oczywiście, zdrowie pozwala), a kobiety mają menopauzę. Bo przecież nawet po menopauzie macica jest w pełni sprawna i są zresztą przypadki, że 60-letnia kobieta po in vitro urodziła. Otóż, niektórzy ewolucjoniści tłumaczą to hipotezą babci. Stwierdzają, że w pewnym wieku kobiety mają już za mało siły, żeby opiekować się własnym potomstwem, więc lepiej, żeby zainwestowały w potomstwo swoich córek/synów, bo to się nam lepiej jako gatunkowi opłaca. Oczywiście wiadomo, że kiedyś ludzie wcześniej umierali, ale menopauza prawdopodobnie też miała miejsce wcześniej.
To oczywiście tylko hipoteza, ale dla mnie interesująca :)
Obiła mi się kiedyś o uszy taka teoria, teraz pewnie nie opiszę jej dokładnie, że ewolucja w skali mikro to kreacjonizm. Że napędem ewolucji są mutacje i moment w którym następuje mutacja i (upraszczając) powstaje nowe białko jest takim malutkim aktem stworzenia i to jest ten moment kiedy kreacjonizm i ewolucjonizm się przestają wykluczać, ale się uzupełniają i potwierdzają. Taka tam teoria. Dla mnie fantastyczna, podoba mi się to podejście :)
No nie wiem, ja tam nie widzę niczego boskiego w powstawaniu mutacji. To zwykły rachunek prawdopodobieństwa – enzymy, które kopiują DNA nie są idealne i co jakiś czas po prostu się mylą. A i nie każda mutacja to nie od razu nowe białko, a nowe białko też nie zawsze musi być fajne i nie czynić w organizmie żadnej szkody. Ale takie rzeczy to już filozofia, więc co kto lubi…:)
Niektórzy nazywają to aktem stworzenia, niektórzy nazywają to reakcją chemiczną XD
Większość argumentów kreacjonistów i wyznawców inteligentnego projektu jest tak absurdalna, że pokazuje jak duże braki w wiedzy mają oni na fundamentalnym poziomie biologii.