Globalne ocieplenie: co tak naprawdę o nim wiemy?

22-12-2015
Włączcie telewizję. Poczytajcie sobie dowolną gazetę, posłuchajcie radia, albo pogrzebcie pobieżnie w internecie, poszukując newsów o globalnym ociepleniu. Czego się dowiecie? Tego, że przeobrażanie się klimatu jest w naukowym świecie tematem tak kontrowersyjnym, że w kategoriach skandal niedowierzanie badacze przebili już właściwie nawet Lady Gagę. Że wciąż nie osiągnięto w tej sprawie konsensusu oraz że niektórzy naukowcy nie zgadzają się z istnieniem globalnego ocieplenia, twierdząc, że tak naprawdę jest ono wynikiem naturalnego cyklu zmian klimatycznych. Świat nauki jest więc podzielony – tak twierdzi 46% Polaków, co wynika z jednego z badań CBOS.  [su_spacer]

Okej, jak duży zatem jest procent nieprzekonanych?

Odpowiedzi na to pytanie szukała Naomi Oreskes, która już ponad 10 lat temu przeprowadziła analizę niespełna tysiąca artykułów naukowych (opublikowanych do 2003 roku) podejmujących temat globalnego ocieplenia. Co się okazało? Spośród niecałego tysiąca prac, które przeanalizowano, 75% wyrażało zgodę co do faktu, ze globalne ocieplenie istnieje i jest spowodowane przede wszystkim działalnością człowieka, 25% nie odnosiło się do tej drugiej kwestii w żaden sposób, natomiast 0 w ogóle podważało istnienie zjawiska, o którym rozmawiamy. Zero. Na tysiąc prac. Mniej więcej tak wygląda ten wielki, prezentowany w mediach rozłam.

Przeprowadzone jeszcze później analizy wykazały, że z istnieniem globalnego ocieplenia zgadza się jakieś 97% naukowej społeczności. Większa i bardziej powszechna zgoda co do jakiegoś faktu panuje w naukowym świecie chyba tylko co do tego, że woda jest mokra. I wierzcie mi, naprawdę niczego teraz nie wyolbrzymiam.

[su_spacer]

Skąd takie rozbieżności?

Dyskusja wokół globalnego ocieplenia jest aż tak rozgorzała, ponieważ idzie nieodłącznie w parze z polityką. Transformowanie gospodarek, przerzucanie się z paliw kopalnych na odnawialne źródła energii, ograniczanie emisji gazów cieplarnianych i prowadzenie polityki zrównoważonego rozwoju – choć korzystne w długotrwałej perspektywie – dla władz, których kadencja ogranicza się jedynie do kilku lat, jest najzwyczajniej w świecie kosztowne i niewygodne. Łatwiej jest przecież nie robić nic niż wprowadzać zmiany, które w dużej mierze nie spodobają się wielkim grupom zawodowym (ot, chociażby górnikom, czy całemu sektorowi energetycznemu), wymagać będą wielkiego nakładu pieniędzy i stawania na głowie, by wyedukować społeczeństwo, przekonać je, że stary system wymaga wymiany i ostatecznie uzyskać aprobatę dla takich działań. I nie odnoszę się teraz wyłącznie do polskiego kontekstu – zasady te obowiązują praktycznie wszędzie tam, gdzie gospodarki opierają się na paliwach kopalnych, a przemysł odgrywa istotną rolę w ekonomii.

Ale ja nie o polityce miałam, tylko o tym…

Co wiemy na pewno?

Jest kilka rzeczy, w stosunku do których nikt nie powinien nawet próbować wszczynać dyskusji.

1. Wzrost średnich temperatur na Ziemi jest faktem

Dowody na to są jednoznaczne:

1309_Temp_anomaly

Źródło: climate.nasa.gov

Dla niewprawnego oka wykresy te wyglądają niewinnie – ot, 1 stopień różnicy w tę, czy w tę, czy to naprawdę może mieć tak wielkie znaczenie? Niestety, wszystkie dane, którymi dysponujemy wskazują na to, że w czasie tak krótkim jak jedno stulecie temperatura Ziemi nie powinna zmieniać się praktycznie w ogóle. Wiemy także, że niewielkie zmiany średniej temperatury niosą ze sobą gigantyczne przeobrażenia w środowisku – pod koniec ostatniej epoki lodowcowej, która skuła grubą warstwą lodu jakieś pół Europy, średnie temperatury różniły się od obecnych o jakieś 5 stopni Celsjusza. Wydaje się, że to niewiele, co nie?

Tak prezentowały się średnie roczne temperatury na Ziemi - mapa po lewej przedstawia okres od 1880 do 1889, natomiast ta po prawej pierwszą dekadę obecnego tysiąclecia.

Tak prezentowały się średnie roczne temperatury na Ziemi – mapa po lewej przedstawia okres od 1880 do 1889, natomiast ta po prawej – pierwszą dekadę obecnego tysiąclecia.

[su_spacer][su_spacer]

2. Poziom dwutlenku węgla nie był tak wysoki jak obecnie od… baaardzo dawna

…czyli od czasów, kiedy naturze w ogóle nie był znany gatunek Homo sapiens.

7_pliocene-co2-l

Rocznie wypuszczamy do atmosfery około 40 miliardów ton CO2, głównie na skutek spalania paliw kopalnych. Jednostkami, które emitują najwięcej dwutlenku węgla są USA, Indie, Chiny i Unia Europejska.

Dwutlenek węgla (i inne cieplarniane gazy, takie jak metan, czy tlenki azotu) działa na Ziemię jak kocyk… a także jak szalik, rękawiczki, puchowa kurtka, termofor, ciepłe skarpetki, polarowe spodnie, barchanowe majtki i wełniana czapka razem wzięte, nie pozwalając na to, by skumulowane na Ziemi ciepło mogło się swobodnie uwalniać. [su_spacer][su_spacer]

3. Poziom wód w morzach i oceanach wzrasta

screenshot-climate.nasa.gov 2015-12-22 15-02-42

Od 1880 roku średni poziom mórz i oceanów podniósł się o 226 mm. Z tymi danymi też trudno wchodzić w jakąkolwiek dyskusję. Zgodnie z piątym raportem IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change, Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu), poziom wód w najbliższej przyszłości będzie wzrastać w szybszym tempie niż działo się to przez ostatnie 40 lat.

[su_spacer]

Skąd wiadomo, że to nasza wina?

No właśnie. Przecież możliwe, że Ziemia ociepla się… tak po prostu. Wahania temperatury są przecież zupełnie naturalne, klimat zmienia się cyklicznie, a dodatkowo wpływ na niego ma także aktywność Słońca i wulkanów. Może w ogóle nie ma się czym przejmować? Może wszyscy wpadamy w histerię? Może za całym tym globalnym ociepleniem stoi lobby misiów polarnych, które chcą przejąć fundusze zgromadzone przez najbogatsze państwa świata? Prawda? Może i prawda. Niemniej, jest kilka naprawdę mocnych dowodów na to, że globalne ocieplenie jest zasługą czynników antropogenicznych. W Piątym Raporcie IPCC  z 2013 roku, stwierdzono, że szansa na to, że to właśnie człowiek powoduje ocieplanie się klimatu w tak szybkim tempie jak obecnie, wynosi 95%. Skąd to wiemy?

Zacznijmy od Słońca. Wszyscy wiemy, jak to działa – promienie niosące energię padają na Ziemię. Część z nich odbija się, a część jest absorbowana przez wody i ląd, ocieplając naszą planetę. Na skutek obecności gazów cieplarnianych, ciepło zatrzymywane jest w atmosferze, podgrzewając Ziemię coraz bardziej.

W ostatnich latach obserwowaliśmy dwa zjawiska: wzrost temperatury na Ziemi i osłabianie się aktywności Słońca. Raczej wyklucza to możliwość, że globalne ocieplenie jest skutkiem aktywności naszej najbliższej gwiazdy. Gdyby tak było, po pierwsze, temperatura na Ziemi i aktywność słoneczna musiałyby być dodatnio skorelowane, a po drugie, musielibyśmy także obserwować wzrost temperatury stratosfery. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Bliższa Słońcu i pozbawiona gazów cieplarnianych stratosfera robi się coraz chłodniejsza, podczas gdy atmosfera wypełniona CO2, metanem i tlenkami azotu, nagrzewa się.

O tym, że pojawiający się w atmosferze dwutlenek węgla jest naszą sprawką, wiemy także z obserwacji izotopów. Otóż węgiel zawarty w paliwach kopalnych występuje głównie w formie izotopu C12, natomiast w nieznacznych tylko ilościach C13. Stosunek C12 do C13 jest w przypadku paliw kopalnych większy niż ten, który obserwuje się naturalnie w atmosferze. Tymczasem w ostatnich latach proporcja ta ulega zmianie – procentowa zawartość węgla C12 w powietrzu wciąż wzrasta.

Co z danymi geologicznymi? Jeśli mielibyśmy przyjrzeć się temu, jak kształtował się klimat w dalekiej przeszłości i zastosować analogiczne przewidywania do teraźniejszości, wynikałoby z nich, że za jakiś czas czeka nas epoka lodowcowa, natomiast obecnie temperatura Ziemi powinna albo w ogóle się nie zmieniać, albo obniżać. Sytuacja jest natomiast zupełnie odwrotna (patrz: wykres z punktu pierwszego). [su_spacer]

Dlaczego globalne ocieplenie jest szkodliwe? Jakie są zagrożenia?

Jest ich mnóstwo. Topnienie lodowców i pokryw lodowych, spowoduje podniesienie się poziomu oceanów. To zaś będzie mieć wpływ na stosunki wodne w głębi kontynentów, na jednych terenach doprowadzając do pustynnienia, erozji i jałowienia gleb, na innych zaś do zarastania pustyń i wzmożonej wegetacji. W jednych miejscach pojawiać się będzie więcej susz, inne częściej będą musiały zmagać się z powodziami, oddziałując nie tylko na nasz komfort życia, ale też zabierając wielu gatunkom miejsce bytowania. Wyższa temperatura zakłóci równowagę ekosystemów, doprowadzając do rozprzestrzeniania się chorób (ot, chociażby poprzez stworzenie warunków do życia dla komarów roznoszących malarię na nowych szerokościach geograficznych) i zawlekania nowych gatunków w miejsca, w których naturalnie nie występują, zmuszając gatunki lokalne do konkurencji z nowymi przybyszami. Już dziś z zakłóceniem naturalnego środowiska swojego życia borykają się chociażby niedźwiedzie polarne, które w ostatnich latach rodzą się coraz mniejsze, są gorzej odżywione i rzadziej się rozmnażają.

8845010-stop-global-warming

Zalewanie terenów

W samych tylko Stanach Zjednoczonych przy wybrzeżach żyje około 160 milionów ludzi. Przy morzach i oceanach usytuowanych jest 11 z 15 największych miast świata (m.in Nowy Jork, Tokio, czy Bombaj). Podnoszenie się poziomu wód może skutkować przymusową migracją wgłąb lądu lub do miejsc, w których nowe warunki środowiskowe zapewnią optymalny poziom życia. Ocieplenie prawdopodobnie wpływać też będzie na występowanie skrajnych zjawisk pogodowych, np. huraganów, które nie tylko zwiększą swoją częstotliwość, ale też zasięg.

Rolnictwo

Ocieplenie może spowodować wzrost wegetacji w niektórych rejonach, co umożliwi uprawę roślin na nowych terenach, jednak sytuacja niekoniecznie będzie przedstawiać się optymistycznie. Badania satelitarne przeprowadzone przez NASA wykazały na przykład, że na skutek globalnego ocieplenia rośliny w Ameryce Północnej rozpoczynają obecnie swoją wiosnę o 10 dni wcześniej niż w latach 90. W związku z przesunięciem się wegetacji w czasie, szybciej rozpoczyna się kwitnienie. Istnieje ryzyko, że w przyszłości okres kwitnienia rozminie się z okresem aktywności pszczół i innych zapylaczy, które będą w tym czasie po prostu smacznie spać. Niezapylone rośliny przestaną wydawać owoce, a zagłodzone pszczoły i motyle w znacznej części wyginą. [su_spacer]

[su_panel text_align=”center” url=”http://kasiagandor.com/2015/11/gdy-znikna-pszczoly-jaki-bedzie-swiat-bez-bzzzykania/”]PRZECZYTAJ TEŻ: GDY ZNIKNĄ PSZCZOŁY. JAKI BĘDZIE ŚWIAT BEZ BZYKANIA?[/su_panel] [su_spacer]

Woda i lodowce

Podnoszenie się średniej temperatury ma także gigantyczny wpływ na oceany i lodowce, które pełnią na Ziemi rolę swego rodzaju cieplnych bezpieczników. Woda oceaniczna absorbuje ogromną część ciepła (ok. 90%), które dostarczane jest do Ziemi oraz tego, które ze względu na podnoszenie się emisji gazów cieplarnianych nie może się z niej ulotnić. W 2014 roku, który okrzyknięto najcieplejszym w dokumentowanej pod tym względem historii (czyli od 1880 roku), stopieniu uległy 303 gigatony (!) grenlandzkiego lodu. Na swojej stronie NASA podaje, że gdyby wtłoczyć otrzymaną w ten sposób wodę do basenu olimpijskiego (o wymiarach 50 x 25 x 2 metry), potrzeba byłoby wydłużyć jego nieckę do… 6 miliardów metrów, czyli długości równej szesnastu podróżom na Księżyc i z powrotem. Gdyby Michael Phelps pływał w takim basenie, utrzymując swoje rekordowe tempo, przepłynięcie z jednego końca zbiornika na drugi zajęłoby mu niecałe 99 lat. A mówimy teraz o wyłącznie o Grenlandii, pomijając Antarktydę, która w samym tylko 2014 roku straciła 118 gigaton lodu, czy Alaskę, która każdego roku żegna się z 75 miliardami ton zamarzniętej wody.

Tak wyglądał Lodowiec Muir na Alasce w 1882 (po lewej) i 2005 roku (po prawej.

Tak wyglądał Lodowiec Muir na Alasce w 1882 (po lewej) i 2005 roku (po prawej).

No dobra, ale po co nam te lodowce? Po pierwsze – są naszym największym rezerwuarem słodkiej wody. Po drugie, ich ogromna biała powierzchnia odbija część docierającego do Ziemi światła, nie pozwalając tym samym na absorbowanie ciepła. Ciemna powierzchnia oceanów pochłania natomiast promienie słońca jak oszalała, dodatkowo podwyższając temperaturę Ziemi. Topiące się lodowce napędzają więc błędne koło ocieplania klimatu.

Oceany są także pochłaniaczem CO2 – gaz ten przy powierzchni wody miesza się z cieczą i jest wtłaczany głębiej, gdzie wykorzystywać mogą go między innymi podwodne rośliny. CO2 zakwasza jednak wodę, co w połączeniu z jej ociepleniem bywa zabójcze dla wrażliwego fitoplanktonu – podstawy morskich łańcuchów pokarmowych. Na ochronie tego ostatniego zależeć powinno nie tylko morskim zwierzętom, ale też nam – szacuje się, że niewielkie rośliny, glony, pierwotniaki, czy sinice są odpowiedzialne za produkcję 50% tlenu, którym oddychamy. Zakwaszenie wody jest też szczególnie niebezpieczne dla wszystkich organizmów wyposażonych w wapienne skorupki – węglan wapnia nie lubi się z niskim pH i po prostu się w nim rozpuszcza. Szacuje się, że na skutek ocieplenia wód oraz wzrostu stopnia ich zakwaszenia, pożegnać ze światem może się nawet 1/3 wszystkich morskich gatunków zwierząt i roślin.

[su_divider top=”no”]

Nasze mózgi to dziwne twory. Lubią przeczyć faktom i nie przyjmować do siebie żadnych argumentów, byleby tylko nie zaburzać swojego poczucia bezpieczeństwa lub ideologicznego status quo. O wiele przyjemniej jest wierzyć w to, że globalne ocieplenie nie istnieje, a jeśli nawet, to jego skutki dotykać będą wyłącznie przyszłych pokoleń. Nasze domy są przecież bezpieczne, niezagrożone powodziami ani suszami, z naszych kranów zawsze płynąć będzie tania woda, w gniazdkach zawsze znajdziemy prąd do naładowania telefonu, a huragany na wieki wieków występować będą tylko w tych miejscach świata, których nazw nie potrafimy nawet wymówić.

Łatwo jest negować globalne ocieplenie zimą, kiedy w mrozie trzęsiemy się na przystanku. Trudniej, kiedy stoimy twarzą w twarz z obezwładniającą ilością dowodów, z których wszystkie, jak jeden mąż, potwierdzają, że temperatura naszej planety wzrasta i to my sami maczamy w tym paluchy.

[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon]

5 odpowiedzi na “Globalne ocieplenie: co tak naprawdę o nim wiemy?”

  1. Justyna Janelt pisze:

    Jeśli mam być szczera, to odkąd zaczęłam się interesować tematem globalnego ocieplenia, stało się dla mnie dużo bardziej przerażającym problemem, niż ISIS, terroryzm i wojenki polityczne razem wzięte. Ta sytuacja upiornie przypomina fabułę „Gry o tron”, gdzie wszyscy w najlepsze się naparzają o żelazny tron, podczas gdy dużo poważniejsze zagrożenie przecież jest tam gdzieś za murem, a pewnie w ogóle to bujda i po co się tym przejmować. W międzyczasie garstka doinformowanych strażników ma pełne gacie strachu i nie ma pojęcia, czemu nikt nie bije na alarm…

    Ciekawe jak sobie poradzimy, gdy np. cały Bangladesz znajdzie się pod wodą i 156mln ludzi będzie szukało schronienia gdzie indziej… Ciekawe, co zrobimy z Bliskim Wschodem i dużymi częsciami Afryki, skąd ludzie zaczną umierać na niespotykaną dotąd skalę albo uciekać gdziekolwiek, byle nie zdechnąć z głodu. Kryzysowy napór uchodźców na Europę z tego roku to jest pryszcz w porównaniu do tego, co się może stać jeszcze za naszego życia. Nawet nie potrzeba, by to jakoś bezpośrednio dotknęło Europę, byśmy szybko poczuli jak nam się grunt pali pod nogami.

  2. Monika pisze:

    Tym razem się z Tobą nie zgodzę. Bardziej logiczne są dla mnie argumenty geologów niż klimatologów. Dane są jedne, ale możliwe są różne sposoby interpretacji. Zacznijmy od tego, że głównym gazem cieplarnianym jest para wodna (95%), a CO2 stanowi raptem 3.5% (a ten ze źródeł antopologicznych jakieś 3% z tego, do dale jakieś 0.3% wszystkich gazów cieplarnianych), to naprawdę niewiele. Bardziej przemawia do mnie to, że wzrost temperatury powoduje wzrost CO2 a nie odwrotnie. Morza i oceany potrzebują setek lat, aby się nagrzać lub oziębić z racji tego, że stanowią aż 70% powierzchni Ziemi (zjawisko pamięci zmian temperatury, a kilkaset lat temu na ziemi mieliśmy na Ziemi ocieplenie średniowieczne). Na pewno z lekcji chemii wiesz, że rozpuszczalność gazów w wodzie (generalnie) maleje wraz ze wzrostem temperatury. Skoro więc temperatura oceanów wzrasta, powoduje to uwalnianie do atmosfery gazów cieplarnianych, w tym dwutlenku węgla. Stąd też ciągle przybywa go w atmosferze. Poza tym aktywność słońca w ostatnim stuleciu wzrosła ponad dwukrotnie (natężenie pola magnetycznego, dane astronomiczne) – minimum Maundera i te sprawy, możesz doczytać.

    Nie chcę powiedzieć, że nagle mamy przestać dbać o nasze środowisko. Segreguję śmieci, sadzę drzewa, jestem za ograniczaniem trucia ludzi dymami z fabryk i chciałabym, żeby moje wnuki mogły jeszcze zobaczyć lasy deszczowe. Dobrze, że bije się na alarm, bo ogólnie ludzie mają w dupie środowisko, a Ziemia ma ograniczone zasoby. Jednak inaczej interpretuję wykresy NASA i zwyczajnie nie wierzę w to, że to działalność człowieka jest główną przyczyną globalnego ocieplenia, które to jest faktem. Nie jesteśmy jeszcze tak potężni. Na szczęście.

    • Kasia Gandor pisze:

      Nie musisz się ze mną zgadzać, tym bardziej, że przedstawione w tekście stanowisko nie jest moją osobistą opinią.

      Woda działa na zasadzie dodatniego sprzężenia zwrotnego – będzie ona amplifikowac każdą zmianę temperatury, i w górę, i w dół. Różnica między działaniem wody, a co2 jest taka, że dobowe zmiany wilgotności powietrza są gigantyczne, a jej ilość zawarta w atmosferze to dynamiczna kwestia. Tymczasem pozbycie się co2 zajmuje dużo czasu. W związku z tym, że co2 pozostaje w atmosferze na kilkadziesiąt – kilkaset lat jego ostateczny efekt wywierany na klimat jest po prostu większy. Mnie to przekonuje.

      Co do stężenia co2 w oceanach – nie mogę dyskutować z danymi, zgodnie z którymi kwasowości oceanów cały czas wzrasta. Chociaż jasne, pewnie jakaś część uwolnionego co2 ma związek z ociepleniem się wody, proporcja musi jednak działać na korzyść przyjmowania co2 do wody, a nie odwrotnie.

      Co do słońca – nie jestem astrologiem, ale jakiś miesiac-dwa temu bardzo głośno zrobiło się o pracy naukowej, w której dowiedziono, że w najbliższych latach wpływ słońca na ogrzewanie ziemi będzie ujemny, zgodnie z modelami, o ile dobrze pamiętam. Ziemia miałaby ochlodzic się o 0,4 stopnia Celsjusza. Pamiętam, bo oczywiście wyniki badania zostały w mediach źle zinterpretowane jako „oesu, idzie lód, słońce gaśnie!”, a nie jako „słońce raczej nie przyczynia się do wzrostu temperatury na ziemi”.

    • ewa pisze:

      Studiuję biologię, i u mnie na ekologii profesor mówi tak: „skąd się bierze globalne ocieplenie? nie wiem. dziennikarze wiedzą, celebryci wiedzą, politycy wiedzą, ale ja nie wiem”. Polska Akademia Nauk podobnie jak spora część zagranicznych placówek z dużą dozą dystansu podchodzi do rewelacji, jakoby człowiek był pierwszym winowajcą zmian klimatycznych, a jeśli nawet tak jest to istnieje duża szansa, że tego się nie da naprawić. Przecież żyjemy w epoce postindustrialnej i tak naprawdę w porównaniu z minionymi dziesięcioleciami zanieczyszczenie atmosfery i emisja szkodliwych gazów cieplarnianych spadła, ale nie spadła wcale ilość CO2 ani temperatura, wręcz przeciwnie. Doniesienia o globalnym ociepleniu są przerywane doniesieniami o tym, że idzie kolejna mała epoka lodowa. inną niekwestionowaną sprawą jest to, że CO2 może jest i znacznie więcej niż było gdy pojawił się gatunek ludzki, ale były okresy gdy ziemia była znacznie cieplejsza i zawartość CO2 była o wiele wyższa – życie tętniło, szczególnie roślinność rozwijała się bujnie, bo obecna zawartość CO2 w atmosferze dla roślin jest raczej nędzna. Można byłoby myśleć o wykorzystaniu CO2 wytworzonego w procesach przemysłowych. Jest wiele, wiele opcji które mogłyby poprawić sytuację i zmniejszyć emisję, ale zamiast tego forsuje się rozwiązania kosztowne i nieprzystające do warunków w Polsce. A stoją za tym głównie pieniądze, a nie troska o środowisko. Nie twierdzę że węgiel jest super, węgiel to syf, ale alternatywy też trzeba wybierać racjonalnie.

  3. Ja mam wrażenie, że Polska (głównie część polityków i zwolenników partii prawicowych) chce się trzymać tego węgla w imię jakiegoś chorego patriotyzmu. Bo przecież „węgiel to nasze narodowe dobro, nie możemy z niego zrezygnować”. Jak głupie by to nie było, co chwila słychać takie głosy. A zanieczyszczenie powietrza i ocieplenie klimatu? Tym przejmiemy się jak już nie będzie widać słońca.
    Powietrze jest zasyfione, wystarczy pojechać do Krakowa.

    Jako, że nie mieszkam w Polsce, a w jeszcze bardziej zasyfionym kraju i dzisiaj aplikacja pokazała mi coś takiego (Pekin – AQI – 402, Szanghaj – 321), serio miło byłoby, gdyby Polska chociaż trochę zmieniła myślenie o tym węglu. Jasne, Chiny są jednym z największych syfiarzy na świecie, tylko, że chińskie władze mają w czymś przewagę. W sposobie myślenia. Elektrownie węglowe są wygaszane, a w niektórych prowincjach już został wprowadzony zakaz budowania nowych. W roku 2013 Chiny przeznaczyły też na kolejne 5 lat, około 250 miliardów dolarów na ekologię i poprawę jakości powietrza (o ile mi wiadomo, Polska nie ma takich pieniędzy) i zapowiedziały rezygnację z węgla, mimo, że to właśnie w Chinach są jedne z największych złóż (o ile nie największe), na świecie. Ponoć do 2020 roku władze chcą zatrzymać wzrost emisji CO2.

    Mam wrażenie, że niektórzy uwierzą, że coś z tym węglem jest nie tak, dopiero, jak będą musieli zainstalować aplikację i sprawdzać codziennie rano poziom zanieczyszczenia.

    No i Shanghai Daily robiło jakiś czas temu wizualizację, co może zostać zalane, jeżeli się nie ogarniemy. Ze zdjęć wynika, że pod wodą znajdzie się całe moje ukochane Lujiazui ;ccc

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.