Esencja idei stojącej za jedzeniem w stylu paleo sprowadza się do tego, że nasi przodkowie jedli w inny sposób niż robimy to obecnie, a w związku z tym, że ewolucja zachodzi bardzo wolno, powinniśmy przestawić się na to, co lądowało na (kamiennych?) talerzach w paleolicie, tak aby nie fundować naszym organizmom wstrząsowej terapii i nie zmuszać do kontaktu z substancjami, z którymi nie są nauczone się obchodzić. Z menu wypada więc wszystko to, co nie było człowiekowi dostępne zanim nauczył się uprawiać rośliny i udomowił zwierzęta. Paleożercy żegnają się zatem ze zbożami, roślinami strączkowymi, przetworzonym jedzeniem, nabiałem i częścią produktów odzwierzęcych oraz wszystkim, czego przeciętny członek społeczności zbieracko-łowieckiej sprzed tysięcy lat nie widział na oczy. Brzmi rozsądnie i odkrywczo, ale paleozałożenie ma w sobie jednak kilka poważnych niejasności i to właśnie o nich porozmawiamy sobie dzisiaj.
[su_spacer]
Do czego referuje paleo?
Paleolit to najdłuższy etap w prehistorycznych dziejach i obejmuje on łącznie (wedle różnych źródeł) okres od trzech milionów lat wstecz do tego, co działo się na Ziemi 8 tysięcy lat przed Chrystusem. W jego początkowych okresach rodzaj Homo w ogóle nie istniał, a już gatunek Homo sapiens pojawił się prawdopodobnie zaledwie 200 tysięcy lat temu (tak, w kategorii ewolucji i paleontologii, 200 tysięcy lat to skromny wycinek historii). Jak w takim razie usystematyzować i skompaktować do kilku żywieniowych zasad to, co działo się na przestrzeni tak wielu lat i czy odnoszenie do współczesnego człowieka realiów, w jakich żyły wczesne jego formy, dopiero kształtujące gatunek (który z definicji zasadniczo różni się genomem od naszego), ma sens? [su_spacer]
Czy ewolucja naprawdę za nami nie nadąża?
Drugi kłopot jest taki, że paleofilozofia paskudnie upraszcza i spłyca teorię ewolucji, zakładając, że tak właściwie zupełnie nie nadąża ona za zmianami tego świata, a nasz gatunek nie jest w stanie zaadaptować się do panujących wokół warunków. A to wcale nie takie proste. Gdyby ewolucja faktycznie działała na zasadzie „możesz rozwijać się optymalnie tylko w tych samych warunkach, w których żyli twoi przodkowie”, jakikolwiek rozwój nie miałby prawa zachodzić, a wszystkie formy życia bardzo szybko kopnęłyby w kalendarz.
Ciekawym przykładem na to, jak szybko mogą rozprzestrzeniać się mutacje genowe warunkujące adaptowanie się do nowego rodzaju pożywienia, jest badanie opublikowane w lipcu tego roku w Nature. Badacze przeanalizowali materiał genetyczny wyizolowany ze 101 szkieletów pochodzących z epoki brązu i mających na swoich starych karkach jakieś 3 tysiące lat. Okazało się, że tylko u 20 z nich znaleziono gen odpowiedzialny za zdolność do trawienia laktozy u dorosłych osobników. Tymczasem wcześniej zakładano, że gen ten zaczął na dobre rozprzestrzeniać się już 10 tysięcy lat temu i w epoce brązu występował w Eurazji o wiele częściej niż marne 20%. Oznacza to, że nasze szacunki rozjechały się z faktami o kilka tysięcy lat, a ewolucja zaszła w tym wypadku w o wiele szybszym tempie niż przypuszczaliśmy, sprawiając, że obecnie około 3/4 Europejczyków może trawić laktozę beż żadnych problemów.
Innym (i odnoszącym się bezpośrednio do populacji zbieracko-łowieckich i rolniczych) przykładem sprawnej ewolucji jest gen AMY1 kodujący amylazę, która rozkłada skrobię. Potwierdzono, że wśród populacji, których dieta w znaczącym stopniu opiera się na skrobii (czyli tych, które nauczyły się uprawiać zboża i ziemniaki) gen AMY1 występuje w zwiększonej liczbie kopii po to, by ułatwić i usprawnić trawienie tego węglowodanu. Zjawiska tego nie obserwuje się natomiast wśród populacji, których dieta opiera się na innych składnikach (czyli zamieszkujących mało żyzne tereny i zmuszonych do polegania na tym, co wyrośnie dziko w lesie). Na tych drugich zadziałała po prostu inna presja selekcyjna, która nie faworyzowała obecności ponadprogramowych kopii genu AMY1. [su_spacer]
Co z bakteriami?
Jeszcze inna sprawa jest taka, że gigantyczną rolę w trawieniu wszystkiego, co zjadamy odgrywają bakterie. Mikroflora jelitowa odpowiedzialna jest za produkcję witamin, fermentację żywności i stymulowanie układu odpornościowego do ewentualnej odpowiedzi na to, co jest w niej zawarte. Ewolucję bakterii liczy się natomiast w dniach i godzinach, a nie setkach tysięcy lat, ponieważ czas potrzebny im do wydania nowej generacji na świat może wynosić nawet kilka-kilkanaście minut. Co więcej, gdyby tylko bakterie posiadały środkowy palec, na pewno pokazałyby go ewolucji, ponieważ są na tyle sprytne, by oszukać jej powolne mechanizmy. Wszystko za sprawą horyzontalnego transferu genów (o którym szerzej pisałam tu), dzięki któremu bakterie mogą przekazywać swój DNA komórkom żyjącym w dokładnie tym samym czasie co one i nie czekać na zadziałanie mechanizmu naturalnej selekcji. [su_spacer]
Tak naprawdę obecnie nie ma już jedzenia, które byłoby paleo
Ostatnia i najważniejsza sprawa dotyczy tego, że wszystkie rośliny i zwierzęta, które obecnie wkładamy do ust, również podlegały ewolucji i od czasu naszych paleolitycznych przodków zmieniły się nie do poznania. To właśnie my sami wywieraliśmy na rośliny presję, selekcjonując spośród nich te, których plon jest największy, owoce najbardziej mięsiste i zawierającej jak najmniej substancji toksycznych. Otrzymanymi w ten sposób plonami karmiliśmy zwierzęta, krzyżując je między sobą tak, by były jak największe, jak najzdrowsze oraz dawały jak najwięcej mleka i jaj. Tego, co działo się w rolnictwie w przeciągu ostatnich tysięcy lat nie da się odwrócić i fakt, że obecne rośliny i zwierzęta drastycznie różnią się od tych sprzed kilku epok nie podlega żadnej dyskusji.
Warto też uzmysłowić sobie, że ludy zbieracko-łowieckie prawdopodobnie polowały rzadko i w przypadku mięsa polegały raczej na znalezionej padlinie. Surowe mięso padłej antylopy, której nie chciało się dojadać lwom, naprawdę nie jest tym samym, co obrobiony termicznie stek z wołowiny (z którą, btw, nie mielibyśmy do czynienia, gdyby nie rolnictwo, czyli to, co paleofilozofia uznaje za źródło największego zła). [su_spacer]
Ale co z tym paleo? Zdrowe to, czy nie?
W paleo na pewno dobrym założeniem jest ograniczenie w diecie przetworzonego jedzenia i cukru. Trudno doszukiwać się w tym zaleceniu czegoś odkrywczego – pożegnanie się z nadmierną ilością cukru i wysoko przetworzonej żywności jest tak właściwie podstawową zasadą każdej dobrze zbilansowanej i zdrowej diety – nieważne, czy jest ona paleo, czy nie. Tak samo sprawa ma się ze zwiększeniem spożycia warzyw, owoców i orzechów – tu do paleo naprawdę nie można się przyczepić, choć można byłoby dyskutować na tym, czy ilość spożywanych tłustych pestek, nasion i orzechów nie powinna być nieco mniejsza.
Druga strona kamiennego paleolitycznego medalu jest jednak taka, że dieta ta zakłada wykluczenie z diety głównych źródeł błonnika, czyli zbóż i strączków, a to już w świetle obecnej wiedzy mało rozsądny krok. Błonnik poza pobudzaniem perystaltyki jelit, ma też działanie prebiotyczne, czyli wspomagające wzrost pożytecznej flory bakteryjnej jelit, obniża także poziom cukru i cholesterolu we krwi. Zrezygnowanie z nabiału pozbawia nas ważnego źródła wapnia, a opieranie diety w znacznym stopniu na mięsie, w obliczu niedawnego raportu WHO, w którym zaklasyfikowano je jako czynnik prawdopodobnie kancerogenny również nie wydaje się być najzdrowszym posunięciem. W przypadku tej diety sprawdza się po prostu stara dobra zasada głosząca, że wszelkie wykluczanie z menu dużych grup produktów, nie może być nazwane zbilansowanym żywieniem i niesie ze sobą bardzo duże ryzyko wystąpienia niedoborów.
[su_divider top=”no”]
Nie jestem z tych, którzy czują się uprawnieni do zabraniania komukolwiek przechodzenia na jakąkolwiek dietę. Żywienie w stylu paleo nie jest szczególnie zdrowym dietetycznym wyborem, ale za to świetnie sprzedaje ludziom pseudonaukową ułudę, wedle której zjedzenie kawałka mięcha i orzecha przybliża nas do stanu zen i odnawia zagubione połączenie z naturą. W obliczu tego, że w 2015 roku tysiące ludzi zwracają się ku diecie paleo (której szczegółowych zaleceń nie da się sprecyzować, a w dużej mierze są one naszą radosną fantazją na temat życia w jaskini) w nadziei, że przywróci im ona zdrowie, naprawdę zabawny wydaje się być fakt, że przewidywana długość życia w czasach, gdy społeczeństwa prowadziły zbieracko-łowiecki tryb życia wynosiła wedle różnych rachunków około… 30 lat.
Trochę mało, nie?
[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon]
Dieta brzmi fajnie, zdrowo i sensownie, zastanawiam się tylko czy nasi paleo przodkowie mieli coś przeciwko odrobinie Nutelli raz na jakiś czas? Nie spotkałam źródeł, które by jasno mówiły, że jej nie jedli, więc rozumiem, że można?
Myślę, że nutella towarzyszyła ludzkości od zawsze. Pochodzi przecież bezpośrednio od Pana Jeża, musiała więc zostać stworzona w tym samym momencie, co cały świat.
uff
Strasznie płytkie podejście do tematu, przy relacjonowaniu tak szerokich tematów jak dieta przydałoby się lepsze przygotowanie. Ostatni argument za to swoją głupotą aż wbija w fotel po prostu. Nie trzeba się zbytnio wysilać, żeby dojść do tego, że w paleolicie statystyki długości życia drastycznie obniżała bardzo wysoka śmiertelność noworodków i małych dzieci, nie mówiąc już o tak prozaicznych rzeczach jak zgony w wyniku braku higieny, ataków zwierząt itp. A jak się trochę poszpera to znajdzie się informacje, że wtedy ludzie dożywali w zdrowiu i sprawności 80 lat, co dziś jest ewenementem.
I jażdy Twój argument można w ten sposób obalić…
pst. podaję słowo klucz.
ironia.
Dobrze byłoby się nauczyć nią posługiwać ;) Słabe jest tłumaczenie nią wszystkiego co się głupio chlapnie
Tłumaczę nią jedno zdanie w naprawdę długim tekście.
To ostatnie zdanie świadczy właśnie jak płytko potraktowałaś temat. Zgłębiłaś co nieco temat, że nasze jedzenie wyewoluowało itp., to jednak ma to marginalne znaczenie. Np. wołowina i wieprzowina rozpadają się na podobne związki w naszym przewodzie pokarmowym i to nie jest przecież tak, że człowiek, który je wołowinę będzie bardziej przypominał krowę niż świnię :D To są sprawy marginalne. Różnią się proporcje składników itp., ale człowiek nie jest AŻ tak wrażliwy na te proporcje, że jak np. zje 2x tyle witaminy A, to będzie jej miał 2x tyle w obiegu krwi :) To przecież mało kto wtedy miałby dobre wyniki badań krwi.
NIE MA ŻADNYCH badań klinicznych stwierdzających, że człowieku MUSI jeść zboża i strączki. Przykro mi, ale błonnik jest też dostępny w warzywach a w nadmiarze jest SZKODLIWY (np. osoby z zespołem jelita drażliwego wiedzą co mówię).
Jeśli homo sapiens pojawił się 200 tys lat temu, a jak sama twierdzić do przystosowania może wystarczyć kilka tysięcy lat, to znaczy, że przez 190 tys. lat przyzwyczaił się do mięsa i orzechów. Nie będzie zatem niczym strasznym zjedzenie tych pokarmów.
Wbrew pozorom dieta paleo opiera się na bardziej naukowym podejściu do tematu. Zgłęb proszę temat:
– indeksu glikemicznego pszenicy, jak szybko „uderza” do krwi – szybciej niż cukier stołowy czy nie?
– ile ludzi je chleb pełnoziarnisty a ile normalny z pszenicy
– czym się różni współczesna pszenica od tej jedzonej jeszcze w XIX w. (vide rewolucja agrarna lat 60 XX wieku)
– czy 1/4 ludzi, którzy nie trawią laktozy obecnie, ma niedobory wapnia? wszyscy muszą brać suplementy czy wystarczą im te np. warzywa, mięso i owoce?
– stosunek kwasów tłuszczowych omega 3 do omega 6 w diecie i jego wpływ na stany zapalne organizmu
Ostatnie zdanie świadczy jedynie o tym, że nie udało ci się odszyfrować zawartej w nim ironii i jeśli przez jego pryzmat oceniasz wartość merytoryczną całego, dość długiego tekstu, przeczytaj go uważnie jeszcze raz.
Oczywiście, że odrzucenie zbóż nie doprowadzi nas do śmierci z niedoboru błonnika, w związku z tym jego spożywanie nie jest obligatoryjne. Jest jednak pod wieloma względami pożyteczne, a to już udowadniano wielokrotnie. W obliczu niezliczonych badań, które potwierdzają pozytywny wpływ błonnika na mikrobiom jelitowy, perystaltykę jelit, czy odporność, mądrzejszym wyborem jest więc nie odcinanie sobie jego głównego źródła w diecie, jakim są strączki i zboża.
Argument za tym, że błonnik w nadmiarze jest szkodliwy, (a nawet „SZKODLIWY”) jest zupełnie od czapy, ponieważ wszystko w zależności od dawki może szkodzić. Idąc tym tropem woda także jest szkodliwa, ponieważ wypite 20 litrów na raz powoduje pewną śmierć. Nie odnoszę się w tekście w żaden sposób do osób z zespołem nadwrażliwego jelita.
Co do argumentu o przystosowaniu się do jedzenia orzechów i mięsa – tak, przystosował się. Gdyby homo sapiens tego nie zrobił nie byłoby nas dzisiaj na Ziemi. Jednak, tak jak pisałam, zachodząca dość szybko ewolucja niektórych przystosowań pokarmowych, pozwala nam również na to, by spokojnie jeść „nowe” zdobycze, takie jak plony rolnicze i produkty odzwierzęce, nie ograniczając się do mięsa, warzyw, owoców i orzechów.
Widzę, że jesteś przeciwnikiem pszenicy, ale to nie o niej jest ten tekst. Dieta paleo zakłada wykluczenie nie tylko tego zboża, a jeśli chcesz porozmawiać o pszenicy i jej genomie, poczekaj aż napiszę tekst, w którym się do tego ustosunkuję.
Naprawdę nie wiem skąd ten wniosek: „przez jego pryzmat oceniasz wartość merytoryczną całego, dość długiego tekstu, przeczytaj go uważnie jeszcze raz.”
Przeczytałaś w ogóle mój post oprócz pierwszego zdania? Wszystko oprócz pierwszego zdania odnosi się do czegoś zupełnie innego.
I nie jestem żadnym przeciwnikiem – to co piszę wynika z logiki a nie moich upodobań.
I właśnie nie wiem czy tak „spokojnie” można wszystko jeść :) Nie do wszystkiego się człowiek przystosował. Samo występowanie enzymu trawiennego nie świadczy o tym, że coś jest zdrowe. Książkowym przykładem jest alkohol, który biali ludzie trawią (a Indianie nie), ale wcale to nie znaczy że należy pić alkohol „spokojnie”.
Cieszę się, że zrozumiałaś argument odnośnie błonnika. Od czapy czy nie – zależy od podejścia. Zachęcasz ludzi to ziaren i fasoli, bo więcej = lepiej. Otóż niekoniecznie, przecież być może błonnik z warzyw jest wystarczającą dawką? Może zwiększanie dawki w nieskończoność nie zawsze jest ok?
Czy tylko ja dostrzegam ironię w ostatnim akapicie tekstu?
Argumenty (całkiem sensowne wg mnie) są wyżej, oddzielone nawet kreską.
Hehe, idąc dalej, to człowiek w średniowieczu miał dietę idealną – zero czerwonego mięsa, tłuszczu, cholesterolu. A same zboża i warzywa: pszenica, żyto, gryka, ziemniaki, kapusta, marchewka, pietruszka, cebula, fasola, tylko co bogatsi mieli jeszcze zdrowe i chude biegające kurczaki.
ŚREDNIA DŁUGOŚĆ ŻYCIA: 20-25 LAT.
A i ile przy tym miał ruchu – nie siedział cały dzień przed komputerem, miał też dużo świeżego powietrza (zero smogu) itp. itd.
Ale wydaje mi się, że tego typu dyskusja jest trochę nie na poziomie :)
I właśnie dlatego ją zacząłeś.
Nie, to Twój artykuł (w którym pojawiło się zdanie, że ludzie żyli wtedy 30 lat) był pierwszy.
Źdźbło w drugim oku, a w swoim belki…
A i dodam, że ja po zjedzeniu kromki chleba pełnoziarnistego mam
biegunkę (za dużo błonnika), a kasza dla chorych na schorzenia
autoimmunologiczne też nie jest najlepsza. Więc mógłbym jeść tylko biały
chleb. Ale patrząc na jego indeks glikemiczny i zawartość węglowodanów
to równie dobrze mógłbym jeść kromkę zrobioną z samego cukru. Tylko po
co? Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego wszyscy atakują paleo i wyszukują
coraz to nowe „argumenty” przeciwko (w cudzysłowie, bo to są w sumie argumenty, że „to wcale nie musi być prawda”, a nie niezbite dowody), a tak kochają pszenicę. Co ona
takiego w sobie ma? Ta biała mąka ma tyle wartościowych mikroelementów
ile do nich dosypie sobie producent w postaci sztucznych proszków
(poważnie, tak się robi). Reszta to puste kalorie przetwarzane bardzo
szybko na cukier w żołądku i w nadmiarze odkładane w tkance tłuszczowej.
Odkąd nie jem mąki ważę 72 kg zamiast 90 kg.
Nawet jeśli chleb pełnoziarnisty ma wartościowe substancje to nikt tego nie je – tego nie ma w kebabie, ciasteczkach, biszkoptach, makaronie, bułeczkach, wafelkach, ciastach, tortach itp. itd. – przynajmniej 95% tego co faktycznie ludzie jedzą z pszenicy to czysta biała mąka. A nawet jeśli ktoś zje, to nie jest udowodnione naukowo, czy nie lepiej by zrobił gdyby zamiast tego nie zjadł np. paru standardowych warzyw (wg mnie o wiele lepiej…).
Albo zarzucacie paleo,
że jest restrykcyjna („eliminuje całe grupy produktów”), a jednocześnie
wszyscy kochają dietę wegańską, która jest jeszcze bardziej restrykcyjna
i … bardziej ryzykowna, bo oczywiście omega 3 z roślin przetwarza się
na DHA/EPA zaledwie w 0-5% (u mężczyzn bliżej 0%), więc trzeba te ryby
jeść – szczególnie faceci. Nie mówiąc o witaminie B12…
Grzegorzu,
używasz strasznie ogólnikowych stwierdzeń, do których nie mogę się odnieść – nie wydaje mi się, by „wszyscy atakowali paleo”, a i ja tego nie robię – po prostu przekonują mnie rzeczowe argumenty odradzające jej wdrażanie w życie, ale zaznaczam przy tym bardzo wyraźnie, że nikomu paleo nie odmawiam. Nie wiem też, skąd zaczerpnąłeś informację, że „nikt tego nie je” i mogę ci od razu powiedzieć, że jest nieprawdziwa, bo ja kebaba w ustach miałam raz w życiu, a myślę, że z łatwością znajdziesz wśród populacji takie osoby, które nie jedzą też ciasteczek i biszkoptów. Zresztą, nie wiem, jak ten argument ma się do dyskusji. Nic nie wiadomo mi również o tym, by „wszyscy kochali dietę wegańską”, bo ja wcale jej nie kocham.
Świetnie że schudłeś, odstawiając mąkę i skoro ci to służy, kontynuuj. Nie jesteś jednak jednoosobową grupą doświadczalną, a skutków twojej diety nie da się niestety odnieść do całej populacji, tym bardziej, że jak sam zaznaczyłeś, od kromki pełnoziarnistego pieczywa, dostajesz biegunki. Oznacza to, że praca twoich jelit odbiega od stanu, który określono jako normę.
Na koniec jedna rzecz – dietetyka to nauka, a nie religia, dlatego na następny raz zalecam trochę mniej agresji w tonie wypowiedzi.
Hmm żadnego komentarza nie usuwałem. Może to nie był mój komentarz? Ja napisałem tylko poniżej, i nadal widzę ten komentarz, że NADMIAR błonnika jest szkodliwy. Nie ma w tym nic odkrywczego, wiadomo, że „wszystko jest trucizną i nic nią nie jest” (to dawka czyni cokolwiek trucizną) – wszystko z umiarem.
No myślę, że tak samo jak ja i Ty jesteś jednoosobowym przykładem – a poza tym na pewno jesz chleb, bułki, kluski, pierogi (uszka? :) ), makarony, biszkopty, paluszki solone, ciasta i torty tylko i wyłącznie z pełnoziarnistej mąki? Nie sądzę.
Stawiam dolary przeciw orzechom, że większość ludzi je wszystkie produkty wymienione wyżej wyłącznie z białej mąki (albo WCALE, tego nie dopowiedziałem wcześniej, więc uzupełniam). Do tego niektórzy, którzy „dbają o zdrowie” od czasu do czasu wymienią mąkę na pełnoziarnistą w dwóch kategoriach – chleb i ew. bułki.
Najbardziej zatwardziali fanatycy zdrowego żywienia albo ci, którzy faktycznie posłuchają swoich dietetyków, próbują jeszcze brązowego makaronu (który nie ma pełnego ziarna, ale też nie jest całkiem z białej mąki).
Wszystko pozostałe to biała mąka u chyba 99,99% ludzi, którzy te produkty jedzą.
Jak ktoś mi powie gdzie ostatnio jadł pierogi z mąki pełnoziarnistej na mieście – to zwracam honor. Może tylko 99% ludzi w takim razie ;)
Tak, ponieważ to JA jestem agresywny pozwolę sobie przypomnieć pewne zdanie:
„zjedzenie kawałka mięcha i orzecha przybliża nas do stanu zen i odnawia zagubione połączenie z naturą”
Aha, bardzo jestem ciekaw jak to (o czym wspomniałaś) zbadali, że błonnik obniża cholesterol (domyślam się, że chodzi o LDL) i poziom cukru we krwi. Bo jeśli to to samo badanie, o którym czytałem, w którym porównywali ludzi na diecie z pełnymi ziarnami z ludźmi jedzącymi białą mąkę/ryż itp. i wyszło im, że lepsze pełne ziarno i ryż brązowy, to to badanie ma taką wartość, jakby porównywali ludzi palących papierosy bez filtra z ludźmi palącymi papierosy z filtrem i wyciągnęli wniosek: papierosy z filtrem są zdrowe, bo obniżają ryzyko różnych chorób.
No jak porównujemy np. do białej mąki to to wcale nie mówi, że pełne ziarna są zdrowe, tylko, że są lepsze od białej mąki – i tylko tyle.
Instytucje też się mylą, np. ostatnio w USA (jako ostatnim kraju na świecie…) wycofali zalecenia odnośnie ilości spożywanego cholesterolu dziennie dla zdrowych ludzi, bo stwierdzili, że cholesterol z pożywienia ma minimalny lub żaden wpływ na „cholesterol” (LDL/HDL) w krwiobiegu. A od lat 80′ spożycie jaj bardzo (i jak widać niepotrzebnie) spadło. A to jedne z najcenniejszych chyba źródeł witamin, białka…
Naprawdę nie wiem, jak do postu mają się ilości spożywanych przeze mnie biszoptów oraz proporcja zawartej w nich mąki białej do pełnoziarnistej. Nie mogę się do tego ustosunkować.
Jeżeli irytuje cię mój sposób pisania, a najwyraźniej tak właśnie jest, i nie jesteś w stanie zaakceptować zawartej w nim ironii i mrugnięć okiem w stronę czytelnika, po prostu naciśnij wstecz. Nie masz obowiązku czytania moich postów.
Co ma do diety paleo fakt, że z twoich obstawiań wynika, że jakaś liczba ludzi je produkty z białej mąki? Nie wiem, ponieważ w tekście nie padła żadna wzmianka o białej mące i to nie o niej jest ten tekst. Nie wiem, jak mam się odnieść do tego fragmentu twojego komentarza i co on oznacza.
Podobnie nigdzie nie pisałam o autorytecie instytucji (choć, faktycznie, często posiłkuję się ich raportami, zaleceniami i wytycznymi, bo wydają mi się najbardziej wyważone, co wcale nie oznacza nieomylności). A już przytaczanie przykładu o jajkach kompletnie nie wiem, czego się tyczy.
Nie kwestionuję metodologii badań dotyczących błonnika, ponieważ nie mam w tym zakresie wystarczających kompetencji. Ufam, że skoro ukazują się one w prestiżowych czasopismach, poddane zostały rzetelnej krytyce, która najwyraźniej nie dopatrzyła się błędów w tym obszarze badania.
Słuchaj, nie chcę mi się gryźć, na tym blogu wszyscy się kochamy, a ja nie lubię mieć w komentarzach krzykaczy – przykro mi, że tego nie szanujesz. Pa, pa.
To już przekracza wszelkie granice. Banowanie drugiej strony za posiadanie odmiennego zdania. Czy użyłem wyzwisk albo przekleństw?
Pojawiło się pierwsze wyzwisko i to nie z mojej strony („krzykacz”). I jeszcze próba uciszenia.
Najpierw denerwujesz drugą stronę a potem masz pretensje, że jest zdenerwowana. W Internecie już miałem do czynienia z taką sytuacją, czyli łatwo mnie zdenerwować, dostrzegam to, bo DOSTRZEGAM SWOJE WADY w przeciwieństwie do innych, ale to co napisałaś w artykule i sposób w jaki traktujesz ludzi, którzy się z Tobą nie zgadzają (szufladkujesz jako „fanatyków religijnych”) jak najbardziej zdenerwowanie u niektórych usprawiedliwia. I nie to, która strona jest zdenerwowana determinuje, jaka jest prawda :) (to tak do innych czytających adresuję).
Przeanalizuj proszę jeszcze raz to co napisałem. Nigdzie nie napisałem nic złego na Twój temat, tylko jak już, to mam pretensje do Twojego podejścia do tematu. Zgłębiłaś jednostronnie – odnośnie wad. Odnośnie potencjalnych korzyści i powodów stosowania – prawie nic.
A odnośnie tego, że ludzie nie jedzą pełnych ziaren, to ma duże znaczenie.
[No to jest piękne nawiasem mówiąc, że zadałaś pytanie i mnie zablokowałaś :D, ale spoko odpisuję]
Bo jeśli piszesz, że przejście na dietę paleo może się wiązać z niedoborami w związku z tym, że rezygnujemy z ziaren, to tak naprawdę 95% ludzi i tak nie je tych ziaren w całości, tylko puste węglowodany, więc po przejściu na paleo niczym nie ryzykuje. To znaczy – zdrowie się nie pogorszy ze względu na brak tych ziaren – tu uściślam, bo każdy jest sam odpowiedzialny za swoje zdrowie, więc nie mówię, że paleo jest najlepsze itp, mówię tylko, że argument dotyczący ziaren jest słaby, bo 95% ludzi jakoś bez (lub prawie bez) tych łusek z ziaren żyje.
Pozdrawiam Cię i pamiętaj, że dyskusja tylko w obrębie ludzi, którzy „się kochają i zgadzają” nie prowadzi do niczego.
To już przekracza wszelkie granice. Banowanie drugiej strony za posiadanie odmiennego zdania. Czy użyłem wyzwisk albo przekleństw?
Pojawiło się pierwsze wyzwisko i to nie z mojej strony („krzykacz”). I jeszcze próba uciszenia.
Najpierw denerwujesz drugą stronę a potem masz pretensje, że jest zdenerwowana. W Internecie już miałem do czynienia z taką sytuacją, czyli łatwo mnie zdenerwować, dostrzegam to, bo DOSTRZEGAM SWOJE WADY w przeciwieństwie do innych, ale to co napisałaś w artykule i sposób w jaki traktujesz ludzi, którzy się z Tobą nie zgadzają (szufladkujesz jako „fanatyków religijnych”) jak najbardziej zdenerwowanie u niektórych usprawiedliwia. I nie to, która strona jest zdenerwowana determinuje, jaka jest prawda :) (to tak do innych czytających adresuję).
Przeanalizuj proszę jeszcze raz to co napisałem. Nigdzie nie napisałem nic złego na Twój temat, tylko jak już, to mam pretensje do Twojego podejścia do tematu. Zgłębiłaś jednostronnie – odnośnie wad. Odnośnie potencjalnych korzyści i powodów stosowania – prawie nic.
A odnośnie tego, że ludzie nie jedzą pełnych ziaren, to ma duże znaczenie.
[No to jest piękne nawiasem mówiąc, że zadałaś pytanie i mnie zablokowałaś :D, ale spoko odpisuję]
Bo jeśli piszesz, że przejście na dietę paleo może się wiązać z niedoborami w związku z tym, że rezygnujemy z ziaren, to tak naprawdę 95% ludzi i tak nie je tych ziaren w całości, tylko puste węglowodany, więc po przejściu na paleo niczym nie ryzykuje. To znaczy – zdrowie się nie pogorszy ze względu na brak tych ziaren – tu uściślam, bo każdy jest sam odpowiedzialny za swoje zdrowie, więc nie mówię, że paleo jest najlepsze itp, mówię tylko, że argument dotyczący ziaren jest słaby, bo 95% ludzi jakoś bez (lub prawie bez) tych łusek z ziaren żyje.
Pozdrawiam Cię i pamiętaj, że dyskusja tylko w obrębie ludzi, którzy „się kochają i zgadzają” nie prowadzi do niczego.
Bez względu na moje zdanie w temacie diety paleo, z pewnością należą Ci się brawa za „naukowe”, a nie ideologiczne podejście. W otchłaniach Internetu wydawało mi się, że już dawno temu zanikła umiejętność rzeczowej dyskusji na takie kwestie, bez zbędnych emocji, obrażania i wyzwisk. Cieszę się, że jeszcze ktoś zwraca uwagę na metodologię i logikę w wysuwaniu wniosków ;)
Nie chodzi o zen. Wiele osób z chorobami autoimmunologicznymi stosuje paleo do poprawy jakości zycia
Tak, tylko że z założenia mój tekst nie dotyczy chorych, a wszystkie badania, na których bazowałam, pisząc go, zostały przeprowadzone na zdrowych osobach. Gdyby było inaczej, wyraźnie bym to zaznaczyła. Tak, czy inaczej, jeśli ktoś ma zdiagnozowaną chorobę (tym bardziej autoimmunologiczną), naprawdę nie powinien szukać dietetycznych wskazówek na blogaskach w internecie.
A czego to różni ludzie nie stosują dla poprawy jakości życia? Jedni chodzą na pielgrzymki, inni kupują cukier w aptece zwany lekiem homeopatycznym, jeszcze inni wieszają podkowę nad wejściem, a kolejni stosują różne cudaczne diety, które odchudzają, leczą, a niedługo to jeszcze będą pralki naprawiać.
To już przekracza wszelkie granice. Banowanie drugiej strony za posiadanie odmiennego zdania. Czy użyłem wyzwisk albo przekleństw?
Pojawiło się pierwsze wyzwisko i to nie z mojej strony („krzykacz”). I jeszcze próba uciszenia.
Najpierw denerwujesz drugą stronę a potem masz pretensje, że jest zdenerwowana. W Internecie już miałem do czynienia z taką sytuacją, czyli łatwo mnie zdenerwować, dostrzegam to, bo DOSTRZEGAM SWOJE WADY w przeciwieństwie do innych, ale to co napisałaś w artykule i sposób w jaki traktujesz ludzi, którzy się z Tobą nie zgadzają (szufladkujesz jako „fanatyków religijnych”) jak najbardziej zdenerwowanie u niektórych usprawiedliwia. I nie to, która strona jest zdenerwowana determinuje, jaka jest prawda :) (to tak do innych czytających adresuję).
Przeanalizuj proszę jeszcze raz to co napisałem. Nigdzie nie napisałem nic złego na Twój temat, tylko jak już, to mam pretensje do Twojego podejścia do tematu. Zgłębiłaś jednostronnie – odnośnie wad. Odnośnie potencjalnych korzyści i powodów stosowania – prawie nic.
A odnośnie tego, że ludzie nie jedzą pełnych ziaren, to ma duże znaczenie.
[No to jest piękne nawiasem mówiąc, że zadałaś pytanie i mnie zablokowałaś :D, ale spoko odpisuję]
Bo jeśli piszesz, że przejście na dietę paleo może się wiązać z niedoborami w związku z tym, że rezygnujemy z ziaren, to tak naprawdę 95% ludzi i tak nie je tych ziaren w całości, tylko puste węglowodany, więc po przejściu na paleo niczym nie ryzykuje. To znaczy – zdrowie się nie pogorszy ze względu na brak tych ziaren – tu uściślam, bo każdy jest sam odpowiedzialny za swoje zdrowie, więc nie mówię, że paleo jest najlepsze itp, mówię tylko, że argument dotyczący ziaren jest słaby, bo 95% ludzi jakoś bez (lub prawie bez) tych łusek z ziaren żyje.
Pozdrawiam Cię i pamiętaj, że dyskusja tylko w obrębie ludzi, którzy „się kochają i zgadzają” nie prowadzi do niczego.
Świetny tekst. I jego przesłanie jest mi bliskie. Niby filozofia paleo taka fajna, ale jednak nie do końca ma odzwierciedlenie w rzeczywistości.
I uogólnianie, że nabiał i zboża szkodzą, to trochę głupota. Bo są ludzie, którym nie szkodzą i już. Czy to się naukowcom podoba czy nie ;-) Sama jestem takim przykładem :-P
Hej, najpierw buzi, bo świetnie piszesz :-*. Bardzo mi się podobają Twoje teksty. Co do wapnia w diecie – dochodzą do mnie przesłanki, że jednak mleko i jego przetwory nie są aż tak dobrym źródłem tego mikroelementu, jak dotychczas sądzono. Ponieważ na razie nie znalazłam wiarygodnych źródeł, plus jestem tylko okulistą, to tylko sygnalizuję. Pozdrówka!
Szanowna Kasiu,
W zdaniu poniżej podtytułu „Czy ewolucja naprawdę za nami nie nadąża?” myślę, że błędnie interpretujesz to naturalne zjawisko w kontekście filozofii paleo. Jak rozumiem ludziom stosującym ten system odżywiania chodzi o to że zmiany w rodzaju pokarmu przyswajanego przez nas zaszły szybciej niż większość ludzi się do tego przystosowało. Jest to jak piszesz poniżej błędne myślenie, ale wcale nie spłyca teorii ewolucji, a raczej bierze ją w całej swej rozciągłości i formułuje na jej podstawie mniej lub jeszcze mniej logiczne założenia. Tzw dopasowywanie teorii to faktów, a nie tworzenie nowej hipotezy na ich podstawie.
Ogólnie bardzo ciekawy artykuł, masz bardzo lekkie pióro. Z chęcią przeczytam kolejne twoje publikacje dotyczące odżywiania.
Pozdrawiam :)
RS