
Wszystkie już to słyszałyśmy i doskonale wiemy, że latem nasza twarz powinna być non stop zaciapana kremem z filtrem, że powinnyśmy opalać się jedynie w cieniu i po dwudziestej pierwszej, a tak właściwie najlepiej byłoby wyjechać na wakacje na drugą półkulę, by móc doświadczyć zimy i braku szkodliwego promieniowania UV. Jakby nie było, to wszystko z grubsza prawda, ale zastanawiałyście się kiedyś [su_spacer]
…dlaczego to całe UV nam szkodzi?
Promieniowanie słoneczne składa się z kilku promieniowań o różnych długościach fal. Jedną z tych składowych jest niedostrzegalne dla ludzkiego oka promieniowanie UV, które dzieli się na trzy typy:
- UVA – o fali najdłuższej, ale niosącej ze sobą najmniej energii. To ono stanowi największą część promieniowania, z którym mamy do czynienia na powierzchni Ziemi.
- UVB – pośrednie – zarówno jeśli idzie o długość fali, jak i energię, którą ze sobą niesie,
- UVC – o najkrótszej fali i największej ilości energii. To właśnie ono jest najbardziej szkodliwe ze wszystkich, ale nie musimy się nim martwić, ponieważ jest praktycznie w całości zatrzymywane przez atmosferę (całuski dla warstwy ozonowej!).
Fale ultrafioletowe niosą ze sobą na tyle dużo energii, że są w stanie wzbudzać cząsteczki budujące nasze organizmy oraz powodować rozrywanie wiązań chemicznych, które je spajają. Oznacza to, że elementy budujące nasze komórki, pod wpływem zbyt dużej ekspozycji na ultrafiolet, zmieniają swoją normalną strukturę, rozpadają się i przestają być zdolne do prawidłowego wykonywania swoich funkcji. UV powoduje też powstawanie w skórze tzw. wolnych rodników.
[su_service title=”Czym są rodniki?” icon=”icon: lightbulb-o” size=”32″]W kosmetyce rodnikami nazywa się reaktywne formy tlenu. Rodnikowy tlen pozbawiony jest jednego elektronu i dąży do tego, by jak najszybciej go odzyskać. Zaczyna więc przyłączać się gdzie popadnie, także do elementów, w których nie powinno go być, uszkadzając struktury komórkowe. Może przyłączać się np. do DNA, wywołując mutacje i zaburzając funkcjonowanie całej komórki.[/su_service]
Jeśli wystawimy naszą skórę na zbyt mocne słońce i zafundujemy jej ultrafioletowy seans grozy, w komórkach zajdzie na tyle dużo uszkodzeń (głównie tych związanych ze strukturą mitochondriów i DNA), że przełączą się one na tryb apoptozy, czyli programowanej śmierci. Brzmi strasznie, ale apoptoza jest tak naprawdę jednym z naszych głównych sprzymierzeńców w walce z rakiem – z punktu widzenia całego organizmu lepiej jest wyeliminować komórki z uszkodzonym DNA niż dopuścić do ich podziału i wzrostu. Po kilku dniach obumarłe komórki rozpoznacie jako płaty skóry złażącej z pleców, lub – jeszcze gorzej – wypełnione płynem bąble.
[su_box title=”Fotostarzenie skóry”]Przy częstej i nadmiernej ekspozycji na słońce, w skórze może dochodzić do wielu drobnych zmian, które skumulowane prowadzą do jej przedwczesnego starzenia. Promieniowanie UV ma w sobie na tyle dużo energii, że może niszczyć kolagen i inne białka stanowiące rusztowanie dla skóry, prowadząc do jej zwłóknienia, zwiotczenia i wysuszenia. Osłabia ono także ściany drobnych naczyń krwionośnych, wywołując ich nadmierne rozciągnięcie i pofałdowanie, utrudniając tym samym dostawy substancji odżywczych do skóry.[/su_box]
Opalenizna jest tak naprawdę mechanizmem obronnym, który zabezpiecza nas przed ultrafioletem
Dlaczego pod wpływem słońca stajemy się coraz bardziej brązowi? Dlatego, że nasza skóra wyposażona jest w melanocyty, czyli specjalne komórki, które potrafią wykrywać promieniowanie UV i w odpowiedzi na nie produkować specjalny barwnik – melaninę. To właśnie ona nadaje kolor nie tylko naszej skórze, ale też włosom, czy tęczówkom. Specyficzną cechą melaniny jest jej zdolność do pochłaniania promieni UV i tym samym zabezpieczania nas przed jego większą ilością. W procesie opalania chodzi więc nie tylko o to, by wyglądać jak wczesna Doda, ale też zabezpieczyć skórę na przyszłość i przygotować ją na kolejne kąpiele słoneczne.
W skrócie – im ciemniejsza twoja skóra, tym więcej jest w niej melaniny, a im więcej melaniny, tym więcej promieniowania absorbuje barwnik, zabezpieczając komórki przed uszkodzeniami.
To właśnie dlatego na samym początku lata zaleca się stopniowe wydłużanie czasu przebywania na słońcu – dzięki temu można dać skórze chwilę na to, by wyprodukowała dostateczną ilość melaniny i zdążyła zabezpieczyć się przed przyjęciem kolejnej dawki ultrafioletu.
To po co mi te filtry?
Jesteśmy biali, a to oznacza, że nasze melanocyty nie są aż tak aktywne jak chociażby u Afrykanów, czy Afroamerykanów i nie są w stanie wyprodukować na tyle dużo melaniny, by w całości zabezpieczyć nas przed ultrafioletem. Potrzebują wsparcia. Kremy z filtrem zawierają dwa rodzaje substancji, które pomagają skórze uporać się z UV:
- filtry fizyczne, czyli takie, które działają jak malutkie lustra i odbijają docierające do skóry promieniowanie UV (do tej grupy zalicza się np. tlenek cynku, czy dwutlenek tytanu – to właśnie one odpowiedzialne są za ten nieprzyjemny biały film, który pozostaje na skórze po nałożeniu kremu),
- filtry chemiczne, czyli takie, które naśladują działanie melaniny i absorbują promieniowanie ultrafioletowe.
Jak sami widzicie, ultrafiolet potrafi poczynić w naszym ciele niemal tyle spustoszenia, co szafiarki na promocji w Zarze. Mam jednak nadzieję, że tego lata nie dacie się złowrogim promieniom i za rok zobaczymy się tak samo jędrni jak dziś!
[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon]
Jeśli wszystkie posty z tej kategorii mają być tak cudnie napisane to zostanę psychofanką. Mimo, że większość z tych informacji wiedziałam (też studiuję kierunek powiązany z biologią) to osoby, które nie siedzą w temacie na pewno dużo z tego wyniosą. I wreszcie ktoś to wytłumaczył w bardziej naukowy, nasączony faktami sposób,a nie tak jak na onecie:)
Aha i jeszcze takie pytanko: jakiej rasy jest kici? :)))
Nikt tego nie wie. Kici to kici, jedna na milion.
2 pytania:
Co się dzieje w solarium, że jest podoo gorsze od słońca?
Czy te substancje w filtrach mogą być llub gorsze?
Nie wiem, czy porównanie słońca do solarium w ogole ma jakis sens:) wiem tyle, ze w solarium lampy emitują głównie czyste promieniowanie UVA, ktore daje szybką opaleniznę, ale wnika dość głęboko w skórę i może ją uszkadzać.
Co do substancji w filtrach – co jakiś czas pojawiają się różne głosy mówiące, że niektóre składniki kremów mogą zmieniać swoją strukturę po kontakcie ze światłem i być przez to szkodliwe. Ostatnio chyba najbardziej obrywało się substancji oznaczanej w kosmetykach jako oxybenzone. Ale powiem szczerze, ze nie interesowałam sie tematem i nie wiem, na ile to sprawdzone info. Tak samo jak nie jestem w stanie ci powiedzieć, ktore z filtrów są skuteczniejsze i dlaczego.
Przyznam, że swego czasu też przeczytałam informacje o szkodliwości mojego ulubionego dwutlenku tytanu. Na razie się tym specjalnie nie przejęłam, jako że wolę filtry fizyczne, widzę działanie ochronne oraz pasuje mi forma białego pudru, który się świetnie łączy z sypkimi pudrami do twarzy i kremami.
No tak, tylko jak chcę kupić filtr, to już sama nie wiem, co jest gorsze – jego skład czy promienie UV. I w efekcie nie używam nic. Na szczęście mam ciemną karnację i nic mi się nie dzieje, ale mikroskopu nie mam, więc sama nie wiem, jak to jest…
A co jest nie tak z tym składem?
Wszystko? Jestem maniaczką patrzenia na skład kosmetyków i wiem, że większość tego, co jest w sklepie do niczego się nie nadaje.
Zawsze możesz korzystać z filtrów w czystej postaci. Już od kilku lat stosuję domieszkę dwutlenku tytanu do np. pudru, kremu do twarzy czy masła do ciała.
A nie wybiela cię to za bardzo?
Owszem, trochę tak, ale ja z natury jestem biała jak mąka, więc w moim przypadku nie robi to aż takiej różnicy :)
Już zrobiłaś mi nadzieję, ale nie chcę być bielsza :(
Fakt, składy wielu filtrów są koszmarne. Nie jestem chemikiem, wiedzę mam tylko z internetów, więc nie wiem na ile prawdziwe są informacje o składnikach powodujących uwalnianie wolnych rodników, ale dla świętego spokoju unikam takich filtrów :D Co trochę utrudnia sprawę, bo jestem ograniczona do 2, niezbyt tanich filtrów. Na pewno jest ich więcej, ale w mojej aptece aż dwa spełniają wymogi -.-
Dam do poczytania mojej babci jak mi jeszcze raz powie, że tak coś blado wyglądam i może bym się opaliła trochę :D. Długie rękawy i filtry spf 50, to jest to! Swoją drogą, zastanawia mnie temat witaminy D w odniesieniu do powyższych wiadomości. Niby potrzebujemy słońca do syntetyzowania witaminy D, ale ile ekspozycji na słońce wystarczy? Podobno jako mieszkańcy takiej, a nie innej strefy klimatycznej jesteśmy z zasady narażeni na niedobory witaminy D, zwłaszcza tzw. korposzczury. Z drugiej strony jakoś nie bardzo to widać, bo nie spotyka się na co dzień ludzi z krzywicą (chyba że starsze osoby 60+), a w dodatku chyba sporo żywności jest wzbogacanych w witaminę D?
Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś chciała poruszyć ten temat, bo w sumie nie wiem czy czasem wychynąć ze swojej trumny i dać się trochę spalić słońcu, czy też niezmiennie optować przy wampirzej bladości :D
Spalić może nie, ale warto troszkę pozwolić się musnąć słońcu:) poza tym, żaden filtr nie chroni w 100%:) z opalaniem jak ze wszystkim – trzeba zachować zdrowy umiar.
Ja właśnie wiem, że „warto troszkę pozwolić się musnąć słońcu”, natomiast nigdy nie znalazłam informacji, co to znaczy „troszkę”. W sensie – idę do pracy o 9 rano i zajmuje mi to 20 minut, taką samą drogę pokonuję o 18, wracając do domu. Więc niby te 40 minut na słońcu codziennie jestem, tylko czy to wystarczająco dużo? I czy chodzi o słońce jako takie, czy też to słońce o 18 to już takie nie bardzo, zwłaszcza jesienią? No i większość osób na przykład przebywa gdzieś w pobliżu okna, szyby nie mają filtrów UV, ale czy to znaczy że nawet siedząc w pomieszczeniu dostarczamy sobie promieni słonecznych do produkcji witaminy D?
Zastanawiam się po prostu, czy jest już jakieś oficjalne stanowisko 'nauki’ w tej sprawie, czy też jest to tak mgliste, jak w Twoim komentarzu (bez urazy, sama mam podobnie niedokładne rozeznanie w tym temacie ;)) – w sensie, że dla zdrowej osoby jesteśmy w stanie jakoś obliczyć, ile czasu powinna spędzić na słońcu żeby nie musiała się obawiać niedoborów wit. D.
Z tego co wiem – stanowisko nauki jest mgliste. Do niedawna mówiono, że nawet jakiś 15 minutowy spacer w zimie daje radę, by zaspokoić zapotrzebowanie na witaminę d. Ale już niedawno czytałam gdzieś, że tak właściwie w naszym klimacie powinno się ją łykać w suplach od urodzenia nawet do 18. roku życia…
okazuje się jednak, że tak starannie unikając słońca narażamy się na permanentne niedobory witaminy D, które czynią jeszcze większe spustoszenie w organizmie. ostatnie zalecenia są takie, żeby jednak wychodzić na słońce regularnie z niskimi filtrami. mamy tyle melatoniny, ile trzeba w naszym klimacie. Dziura ozonowa trochę to psuje, ale brak wit D jest miażdżący. jeśli nie słonko, to choć suplementacja i to zwykle wysokich dawek. badanie niedoboru robi się poprzez pobranie krwi, kosztuje koło stówy, ale stawia sprawy bardzo jasno. ja tam chodzę na słonko i suplementuję D przez większość roku ;)
Wszystkich, którzy w te wakacje powiedzą mi, że jestem blada odeślę do tego posta i uczczę minutą ciszy ich włókna kolagenowe :)
To mój temat konik, ale wiecznie jestem nienasycona i czuję, że nikt tego porządnie mi nie wytłumaczył- co z alergią na promieniowanie UVA? Dlaczego nasze kremy chronią w większości tylko przed UVB, a tak ciężko znaleźć w drogeriach dobrą ochronę także prze UVA? Będąc w Azji dostałam tak strasznego uczulenia od słońca, na całym ciele, podczas kiedy wystawiałam na słońce tylko ręce, twarz i nogi- i to używając filytu UVB 50+. przeryłam internet, gdzieś znalazłam info, że to alergia na UVA. Pomogła dziewczyna z internetu, która poradziła szukać filtru nie z 50 UVB, a z 5 gwiazdkami ochrony UVA, wtedy UVB nie musi byc nawet takie wysokie, jesli cialo jest juz opalone. Kupiłam. Przeszło. Pięknie się opaliłam. A w Polsce na próżno szukać takich filtrów.
No i wszystko super, ale filtry też blokują produkcje wit. D :( ICOTERAS?
ja dlatego zawsze nakładam filtry.. i to nie jeden, a dwa!!! i tak sobie chodzę :p