Tak jak i u was, moją głowę często zaprzątają szczególnie ważkie myśli. Czy powinnam przejść na pięciodniowy detoks na soku buraczanym? Skąd mój szampon wie, czy nakładam go na końcówki, czy nasadę włosów? Dlaczego, mimo wykonywania regularnych ćwiczeń, nie mam jeszcze pupy jak Beyonce? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań szukam u źródeł mądrości, jaką na przestrzeni wieków udało się posiąść wszystkim cywilizacjom – w internecie. Częstokroć doświadczam przy tym stanu irytacji, a czasem wręcz od czytania wszystkich tych bzdur trafia mnie szlag.
Dlatego też przygotowałam dla was dzisiaj krótki poradnik o tym, jak nie dać się omamić i wiedzieć, kiedy artykuły o zdrowiu i urodzie są poparte naukowymi dowodami, a kiedy zaś ich podstawy są równie chwiejne jak nastroje Britney Spears. [su_spacer]
1. Twoje ciało nie działa jak cep
W szkole uczyli nas, że ciało składa się z komórek, a komórki to takie cegiełki zlepione cementem z krwi, kości i skóry. Trochę nas przy tym oszukali. Komórka to jedna z najbardziej skomplikowanych i zaawansowanych maszyn, jakie widział ten świat. Jest w stanie sama sterować swoją działalnością, mnożyć się oraz wiedzieć, co, w jakiej ilości i o której godzinie przyswoić lub wyprodukować. Znajdują się w niej szufladki przechowujące i powielające informacje, produkujące energię i wydzielające substancje o tak skomplikowanej budowie, że dotychczas nie udało się ich odtworzyć w żadnym laboratorium. To kontrowersyjna teza, ale pokuszę się nawet o twierdzenie, że wszystkie mechanizmy i reakcje zachodzące we wnętrzu tej niepozornej grudki są bardziej perfekcyjne niż Małgorzata Rozenek.
Do czego zmierzam? Otóż organizm nie działa jak cep, a zarządzanie całą tą skomplikowaną maszynerią jest kosmicznie skomplikowane. Uczulam was dlatego na wszelkie skrajne uproszczenia i podejrzanie łatwe rozwiązania. Ot, choćby mówienie o tym, że jakiś pojedynczy czynnik może mieć na organizm kolosalny wpływ jest albo głupotą i niedouczeniem, albo przekłamaniem. Nie ma magicznych owoców, które walczą z rakiem, ani złych cząsteczek, które byłyby jego wyłączną przyczyną. Po posmarowaniu twarzy kremem z magicznym indonezyjskim błotem, nie znikną ci zmarszczki, a jeśli nałożysz odżywkę na końcówki włosów, nie spowodujesz tym samym ich porostu. DNA z jedzenia nie wbuduje się do wnętrza twoich komórek, a plasterki na stopy nie są zdolne do tego, by wyssać z twojej wątroby toksyny. [su_spacer]
2. Publikacje naukowe nie są seksi
To dzieła pisane ciężkim i niezrozumiałym językiem. Mnóstwo w nich topornych liczb, przypisów, zagmatwanych objaśnień, skomplikowanych terminów i specyficznych dla świata nauki smaczków. Aby doniesienia naukowców mogły pojawić się na łamach portali o zdrowiu, polityce, mydle i powidle oraz zawitać w rubryczce Zdrowie&Ty w Pani domu, muszą przejść naprawdę niezły lifting. Są skrajnie upraszczane, opatrywane chwytliwymi tytułami i formułowane tak, by aż prosiły cię: kliknij we mnie!.
Dla przykładu: na pewnym portalu ukazał się kiedyś rewelacja o tym, że picie wina zmniejsza ryzyko wystąpienia raka. Fajnie, prawda? Dolej sobie jeszcze lampkę, no przecież piszą, że to zdrowe! W rzeczywistości jednak opisywane doświadczenie wyglądało w ten sposób, że wyciągiem ze skórki winogron (którego przecież nie pijemy), potraktowano wyizolowane, sztucznie wyhodowane w laboratorium komórki nowotworowe (które przecież nie są częścią ludzkiego organizmu), po czym zaobserwowano zahamowanie ich wzrostu i namnażania. Wino i tkanka nowotworowa w ciele człowieka, powiadasz? Być może są jakoś powiązane, jednak doświadczenie naukowców nie mówiło na ten temat kompletnie NIC. Gdy czytasz takie rewelacje, zawsze zastanawiaj się, w jaki sposób mogło przebiegać doświadczenie i czy aby czasem autora tekstu nie poniosła redaktorska fantazja. [su_spacer]
3. Korelacja to nie to samo, co przyczyna
Korelacja oznacza, że jakieś zjawiska występują razem. Przyczyna natomiast mówi o tym, że jedno zjawisko nie będzie mieć miejsca do czasu wystąpienia drugiego. To kolosalna różnica. Wykazanie korelacji jest dość proste, ponieważ mamy na świecie mnóstwo zjawisk, które współwystępują ze sobą ot tak, bez żadnej przyczyny. Przypuszczam, że wykazanie korelacji pomiędzy wzrostem popularności Justina Biebera, a zachorowalnością na raka w Kongo, byłoby całkiem proste. Udowodnienie związku przyczynowo – skutkowego jest natomiast sztuką większą niż dotrwanie do napisów końcowych Miłości na bogato. Wymaga ono przeprowadzenia doświadczeń w taki sposób, by z całej puli czynników oddziałujących na jakiś układ, wyizolować tylko te, które mają ze sobą cokolwiek wspólnego. Biorąc pod uwagę fakt, że w każdym żywym organizmie i otaczającej nas przestrzeni nieustannie dzieje się więcej niż na Marszu Niepodległości, to niewyobrażalnie trudne zadanie.
Warto więc zwracać uwagę na to, czy w czytanych przez nas opracowaniach mamy do czynienia z informacją w rodzaju „Wykazano, że Straszna Rzecz i Złowieszczo Brzmiące Zjawisko są ze sobą powiązane!”, czy raczej „Przyczyną zjawiska X jest Y”. Z naukowego punktu widzenia te drugie są o wiele ciekawsze i bardziej wartościowe. [su_spacer]
4. Egzotyczne nie znaczy lepsze
Jagody goji, nasiona chia, arktyczne glony, kopyta bizona i inne, o których pisałam między innymi tutaj. Produkty, których obco brzmiące i intrygujące nazwy mają nas zainteresować i zasugerować, że oto mamy do czynienia z dotychczas nieznanym ludzkości magicznym specyfikiem. Łatwo wtedy zapomnieć, że słonecznik, buraki i marchewka – mimo że także pełne zdrowych tłuszczy, dobroczynnych minerałów i cudownych właściwości – są po prostu zbyt swojskie, tanie i łatwo dostępne, by oddziaływać na wyobraźnię europejskich konsumentów. O wiele lepiej brzmi przecież:
Nasiona Chia – sekret zdrowia i urody, z którego dobroczynnych właściwości korzystali już pradawni Aztekowie!
niż:
Cebula – niezawodna w walce z chrapliwym kaszlem! Poznaj ukrytą moc, z której korzystały już średniowieczne baby z Pcimia! [su_spacer]
5. Diety cud nie są cudowne
Tak wiem, już to słyszałaś. A mimo tego wciąż kusi cię przejście na rewelacyjną dietę oczyszczającą organizm w trzy dni. Dlatego powtórzę jeszcze raz: wszystkie te szaleństwa i pseudonaukowe rewelacje, które co sezon mają swoje pięć minut na blogaskach i w kolorowej prasie, w 99% przypadków są wyciągnięte wprost z otchłani czterech liter Kim Kardashian. Dieta jabłkowa, dieta kapuściana, dieta pomidorowa, dieta bez glutenu, bez pszenicy, bez DNA i bez rozumu.
Jestem daleka od zabraniania czegokolwiek komukolwiek – możesz być na każdej diecie jaką tylko sobie wymarzysz. Jednak to, że czujesz się po niej lepiej nie jest jeszcze naukowym dowodem na zasadność jej stosowania. Być może oprócz przejścia na dietę, zaczęłaś się także ruszać, albo w dobre samopoczucie wprawia cię już sam fakt, że dbasz o to, co ląduje na talerzu i spożywasz posiłki w regularnych odstępach czasu. To twoje subiektywne odczucia, a nie obiektywne fakty, którymi operuje nauka. Odczucia twojej przyjaciółki i użytkowniczek forum wizażu także nie są naukową prawdą objawioną. [su_spacer]
6. Nie każda suplementacja jest dobra
A najczęściej jest wręcz kompletnie niepotrzebna. Witaminowe suplementy przydają się przede wszystkim kobietom w i tuż po ciąży, osobom starszym albo przechodzącym przez ciężkie lub przewlekłe choroby. W każdym innym wypadku naprawdę trudno jest dorobić się niedoborów witamin (no, może z wyjątkiem witaminy D) – porzuciliśmy już jaskinie, nie musimy gonić jedzenia, sklepowe półki przez cały rok aż uginają się od warzyw i owoców, a zróżnicowana żywność jest dostępna w normalnych cenach. Druga sprawa to jakość suplementów – często wątpliwa i praktycznie niemożliwa do zweryfikowania, ponieważ produkty te nie są lekami, w związku z czym nie przechodzą wyśrubowanych kontroli.
Jeśli więc mimo dobrej diety, wciąż borykasz się z wypadającym włosiem, przesuszoną skórą, wypryskami, uczuleniami i innymi niespodziankami, zamiast w drogerii i na allegro, rozwiązania swoich problemów poszukaj u lekarza. Kartka z wynikiem podstawowych badań krwi powie ci o wiele więcej na temat stanu twojego zdrowia niż wpis o magicznej mocy ziołowych tabletek na szafiarskim blogu. [su_spacer]
7. Jeśli jakiegoś wyniku nie da się powtórzyć, można wyrzucić go do kosza
Prawdziwa nauka nie jest hurraoptymistyczna i zanim zacznie obsypywać naukowców konfetti i brokatem, wymaga od nich, by wielokrotnie powtarzali swoje doświadczenia. Między innymi z tego powodu rewelacje o szkodliwym wpływie glutenu od początku śmierdziały starym trampkiem wielkiej ściemy – badania, które rzekomo potwierdzały szkodliwy wpływ tej mieszaniny białek na organizm osób nie chorujących na celiakię przeprowadzono tylko jeden raz. W jednym laboratorium, pod nadzorem jednego naukowca. Ich wyników póki co nie udało się powtórzyć. EDIT PO 9 MIESIĄCACH: dowiedziono, że nieceliakalna nietolerancja glutenu (NNG) faktycznie istnieje. Niemniej, wciąż nie wiadomo, jak wiele osób na nią cierpi i jak precyzyjnie i jednoznacznie diagnozować ją, mając jednocześnie pewność, że nie pomylono tego schorzenia z inną nietolerancją, czy alergią. Szacuje się, że spośród wszystkich osób, które deklarują u siebie NNG, tylko 25% faktycznie ją ma.
Wszystkie tego typu nowinki trzeba więc traktować z ogromnym dystansem. Dopóki dane doświadczenie nie da tych samych wyników w większej ilości niezależnych od siebie laboratoriów, nie można mówić o udowodnionych prawidłowościach i naukowych podstawach wspierających jakieś tezy. Jeśli więc widzisz gdzieś artykuł zachwalający nową dietę/rodzaj ćwiczeń/sposób pielęgnacji/cokolwiek, poczekaj i po kilku miesiącach sprawdź, czy wyniki badań nadal faktycznie potwierdzają taką nowinkę. Bądź jak Cruella de Mon i wszelkie wcześniejsze piski zachwytu traktuj z chłodem i dystansem.
[su_divider top=”no”]
Miałam kiedyś sen. Śniło mi się, że żyłam w idealnym świecie, bez wojen, śmierdzących tramwajów i zakłamanych, pseudonaukowych artykułów w internecie. Mam nadzieję, że dzięki temu wpisowi, uczynię wasze życie choć trochę lepszym.
A jutro wezmę się za tramwaje!
[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon] [su_spacer]
Przeczytaj też:
[su_panel background=”#2b9cc7″ text_align=”center” url=”http://kasiagandor.com/2015/01/gdzie-sie-kryje-gmo-5-zmodyfikowanych-produktow-z-ktorymi-zetknnales-sie-w-tym-tygodniu/”]Gdzie się kryje GMO? 5 zmodyfikowanych produktów, z którymi zetknąłeś się w tym tygodniu[/su_panel]
[su_panel background=”#2b9cc7″ text_align=”center” url=”http://kasiagandor.com/2015/03/czy-kosmetyki-musza-zawierac-konserwanty/”]Czy kosmetyki muszą zawierać konserwanty?[/su_panel]
[su_panel background=”#2b9cc7″ text_align=”center” url=”http://kasiagandor.com/2014/08/5-aptecznych-specyfikow-na-piekna-skore/”]Apteczne specyfiki na piękną skórę[/su_panel]
„Twoje
ciało nie działa jak cep” dlatego WHO nie bawi się w mówienie jaki
składnik w pożywieniu wpływa na coś tam dobrze, tylko opiera się na
badaniach na populacjach wybijających się na tle całej ludzkości
pożądanymi parametrami dt. zdrowia. I poleca wdrażanie całych schematów
żywieniowych które najprawdopodobniej sprawiły, że dana populacja
osiągneła np wyższą średnią życia.
Nie wiem, czy tutaj też nie wchodzimy w pewne zakłamujące uproszczenia. Populacje takie jak Japończycy, czy Inuci mogą nie tylko mieć inną dietę, ale też inny zestaw cech genetycznych. To może wpływać na średnią długość ich życia, podobnie jak inne czynniki, na przykład inna pogoda, mniej zanieczyszczeń.
Wreszcie właśnie ta inna genetyka może powodować, że akurat taka dieta służy tej grupie społecznej, a niekoniecznie może służyć innym grupom społecznym, nieprzystosowanym do takiego żywienia.
Najbardziej miarodajne byłoby testowanie różnych stylów żywienia na grupach społecznych niezróżnicowanych etnicznie i znajdujących się we w miarę podobnych warunkach gospodarczo-ekonomicznych i geograficznych. Z oczywistych powodów takie badania na większą skalę nie mogą zostać przeprowadzone.
Dlatego badając daną populację porównuje się uzyskane wyniki z badaniami wykonanymi na tej samej grupie etnicznej, ale żyjącej w innym środowisku (zwykle emigranci).
Jeżeli chodzi o genetykę to rzeczywiście może być problem. (dla bezpieczeństwa lepiej opierać się na bliższych nam geograficznie wzorcach żywieniowych:śródziemnomorskim i skandynawskim.)
Ciekawych danych w temacie wpływu genetyki na odbiór danej diety dostarczy nam kontynuacja badania na adwentystach dnia 7 (jedne z większych i ciekawszych w temacie diety) w której to zostanie oprócz białych przebadana będzie największa do tej pory grupa czarnoskórych. No i jak widać poniżej genetyka ma wpływ na parametry zdrowia. Teraz wystarczy poczekać kilkadziesiąt lat i dowiemy się jakie różnice zostaną zaobserwowane w czasie
.
http://www.llu.edu/public-health/health/minority_populations.page
– Compared to other Adventists, Black Adventists have more cases of type 2 diabetes, stroke and high blood pressure, but fewer cases of emphysema, myocardial infarction, heart attacks, fibromyalgia and high cholesterol.
– Black females had significantly less cancer than did non-Black females.
– Black males had 47% higher prevalence of prostate cancer than did non-Black males.
– Obesity was more prevalent among Blacks than non-Blacks (35% vs. 22%). For Body Mass Index (BMI), 42% of non-Blacks had normal weight, and 28% of Blacks had normal weight.
– 53% of Blacks reported sleeping six or fewer hours per night.
-Overall, Black Adventist study participants reported better physical and mental quality of life than the U.S. norm.
More: Physical and Mental Quality of Life Data [PDF]
– Cases of hypertension and diabetes were lower for Black Adventists than comparable national rates for both Blacks and non-Blacks, a noteworthy finding. This may be explained by
the fact that Black Adventists reported better health habits than Black non-Adventists.
Tak marketingowo ubraną cebulę mogę jeść kilogramami!
„Dieta jabłkowa, dieta kapuściana, dieta pomidorowa, dieta bez glutenu, bez pszenicy, bez DNA i bez rozumu.” :) MEGA! Pod całym wpisem podpisuję się obiema rękami…i nogami też!
W większości zgadzam się z tym, co zostało tutaj napisane i naprawdę przyjemnie się czyta takie posty. W szczególności celny jest punkt o badaniach naukowych, które zawsze są skomplikowane i trudne w odbiorze, przez co ludzie upraszczają i robią z tego tzw. woo-science ;)
Tym niemniej mam pewne zastrzeżenia co do tych niedoborów. Co prawda mamy teraz dostęp do znacznie bardziej zróżnicowanej żywności, jednocześnie jesteśmy poddawani czynnikom ułatwiającym nam rozwinięcie niedoborów, takim jak:
-branie antykoncepcji hormonalnej
-picie kawy, zwłaszcza w dużych ilościach
-dużo stresu
-uprawianie sportu przy niedostosowanej do tego diecie
-brak czasu na przygotowywanie zbilansowanych posiłków, monotonne jedzenie
te wszystkie czynniki są równie pospolite, co warzywa i owoce na sklepowych półkach ;). A niedobory magnezu są naprawdę nieprzyjemne w skutkach, zwłaszcza gdy budzisz się w środku nocy z powodu skurczu… kilkukrotnie ;). A jak ktoś sobie ignoruje objawy, to już w ogóle może mieć ciekawie, bo w dłuższej perspektywie niedobory magnezu to galopująca próchnica i tysiące złotych wydane u dentysty. Inna sprawa jest taka, że suplementy diety są tak obmyślone, żeby jakiś przypadkowy człowiek nie zrobił sobie krzywdy – więc osoby naprawdę w potrzebie muszą często zajadać się garściami tabletek żeby czuć efekty :D
Suplementacja związana ze stylem życia, czyli na przykład uboga w witaminy i minerały, ze złymi proporcjami tłuszczy dieta, czy też wzmożony wysiłek fizyczny są okolicznościami sprzyjającymi niedoborom. No i trzeba by też wspomnieć o tym, że cały czas trwają badania nad dawkowaniem witamin, minerałów i np flawonoidów i ich ewentualnym wpływem na poprawę parametrów związanych ze zdrowiem. Na razie znamy jedynie dawkowanie wymagane aby utrzymać organizm w zdrowiu, nie wiemy czy inne dawki nie przyniosą poprawy jakiś parametrów zdrowia. Jak to w nauce cały czas jesteśmy w okresie poszukiwań.
Są też składniki, które szczególnie łatwo „przeoczyć”: witamina D w Polsce to dobry przykład, bo przez większość roku raczej słońca nie jest za dużo, pomijając fakt, że duża część populacji nawet latem jakoś specjalnie tej witaminy D nie łapie, w podróżach pomiędzy domem, a biurem, gdzie pracują ;)
podobno 10-15 minut dziennie z odkryta twarzą wystarcza dla syntezy odpowiedniej dawki witaminy D. Ale znam przypadki osób które w okresie zimowym wychodzą do pracy o 6 kiedy jest ciemno, siedzą w biurze pod świetlówkami i wychodzą o 16 po zmroku do domu i tak 3 miesiące. Ciekawe jak u nich jest z wit D. (wit D jest też w jajkach i mięsie więc może nie potrzebnie się o nich martwię ;)
To ciekawe, czy informację o 15 minutach dostałeś ze sprawdzonego źródła? No i pewnie czas się wydłuża u kobiet, które się malują, bo teraz niemal wszystkie podkłady mają filtry ;)
14% populacji ziemi ma deficyt wit D więc co 7 osoba nie jest to mało.
http://www.hsph.harvard.edu/nutritionsource/vitamin-d/#vitamin-d-references
Też o tym słyszała. Bodajże w jakimś wywiadzie z lekarzem, który mówił, że w naszym klimacie nawet zimą trudno jest dorobić się niedoboru wit d i ze mamy trochę mylne przeświadczenie o tym, ile czasu powinniśmy przebywać na słońcu, byśmy dali radę ja sobie zsyntetyzowac w odpowiedniej ilości.
Zwiedziłem internet i okazuję się że : Worldwide, an estimated 1 billion people have inadequate levels of
vitamin D in their blood, and deficiencies can be found in all
ethnicities and age groups. (1-3)
Indeed, in industrialized countries, doctors are even seeing the
resurgence of rickets, the bone-weakening disease that had been largely
eradicated through vitamin D fortification. (4-6) nie jest to mało jakieś 14 % światowej populacji. Więc pomimo tego, że ludzie z jasną karnacją potrzebują mało ekspozycji na słońce to jednak do deficytów dochodzi.
http://www.hsph.harvard.edu/nutritionsource/vitamin-d/#vitamin-d-references
Pewnie, że są przypadki, w których koniecznie trzeba uzupełniać niektóre braki. Tylko, że rozsądniej jest robić to po konsultacji i pod nadzorem lekarza, a nie na zasadzie „aaa, okej, google mówi, że mam niedobór magnezu i potasu, to kupię sobie kolorowe draże i zacznę je łykać garściami”. Szkoda hajsu na te cukierki:)
Albo wszystkie te reklamy z gatunku „masz problem z nietrzymaniem moczu? łykaj syntetyczne żurawinki! Masz żylaki? Zjedz nasze pastylki z kasztanem! Bolą cię stawy? Masz tu suplement z aminokwasami!”. No i potem ludzie zamiast iść po bożemu do lekarza, dowiedzieć się, co im dolega i zbadać, łykają suplement, bo zachwala go Krystyna Czubówna. No ręce i nogi mi opadają od czegoś takiego.
Mam wątpliwości, czy lekarz rodzinny poczuje „powagę sytuacji” jak ktoś do niego przyjdzie i powie, że go skurcze łapią ;). Zresztą trudno im się dziwić, zwala się na ich głowę tak dużo obowiązków, że przy takich oczywistych rzeczach raczej nie spodziewałabym się żadnego monitorowania sytuacji badaniami krwi i wizytami kontrolnymi, tylko spodziewałabym się przewrócenia oczami i doradzenia, żeby pacjent sobie kupił „jakiś magnez” ;). Zwłaszcza teraz, z tymi upiornymi pakietami onkologicznymi i innymi wspaniałościami, których nadrzędnym celem jest możliwie najtańsze leczenie naszego społeczeństwa.
Badania krwi są zdecydowanie nie od rzeczy w przypadku monitorowania niedoborów. Tym niemniej czasami sytuacja jest tak ewidentna, że to całe badanie krwi wydaje się być niespecjalnie potrzebne – na przykład wtedy, gdy pijemy dużo kawy i od pewnego czasu zauważyliśmy skurcze.
Zgadzam się natomiast z drugą częścią Twojej wypowiedzi na temat wszelakich „leków” na dziwne choroby. To jest po prostu szkodliwe wmawiać ludziom, że np. mogą się obżerać do woli tłustym, jeśli po wszystkim łykną jakiś Proliver czy inne dziadostwo.
Co do tych suplementów to się nie zgodzę… Zależy jakie, bo jeśli witaminki to faktycznie krzywdy sobie nie zrobisz ale jeśli sięgasz po suplementy diety tzw 'na stawy’, które są bardzo popularne to już inna sprawa… znam przypadki gdzie ludzie nabawili się poważnych problemów zdrowotnych łykając te świństwa bez osłony. Druga grupa suplementów to wszystkie antygrypowe i antyprzeziębieniowe, u osób wrażliwych na pseudo-efedrynę też robią niemałe spustoszenia, a jakoś w aptece nikt nie pyta czy jest Pani uczulona… I wreszcie skutki łykania tych wszystkich środków na środowisko… przecież my to potem wszystko wysikujemy…
Moja babcia też jest z Pcimia!
Jak dla mnie cebulowy marketing wygrywa :)
Kurcze, na serio lubię wszytko to co piszesz! Bo w przeciwieństwie do wielu blogerów masz coś ciekawego do powiedzenia. Tutaj na przykład świetnie zaprezentowałaś mi świat biotechnologii :P Co do diet cud, to ja się z tego zawsze śmieję. Teraz do Polski dotarła moda na niejedzenie cukru. Wszyscy się go wyrzekają, a ja już się martwię o te dzieci pozbawione energii i wielu witamin, bo rodzice zabraniają im jeść owoce – przecież tam jest cukier! A cukier to cukier = zło. Osobiście znam takie przypadki. No i o przyczyny czegokolwiek ludzie po prostu nie pytają. Dogmatyzm to straszne zjawisko.
Mów mi więcej! <3
Spox.
Biorąc pod uwagę fakt, że fizjologicznie pewnie bliżej mi do baby z Pcimia niż azteckiej księżniczki, chyba powinnam jednak baby mądrości słuchać :)
co do suplementów diety, to myślałam że po tabletkach na zdrowe ząbki u dzieci już nic mnie nie zdziwi, ale ostatnio widziałam w TV reklamę suplementu diety dla osób wrażliwych na zmiany pogody… ;) kreatywność tych firm (pseudo)farmaceutycznych nie przestaje mnie zadziwiać ;)
Rewelacyjny post!!!!! Uwielbiam tego bloga. Prosto, dosadnie, bez ściemy. Mega wpasowane w moje podejście do życia i wielu tematów, które poruszasz !!
Buzi <3