Pamiętacie, jak internet obiegła fala oburzenia na świeże bułeczki prosto z supermarketowych pieców? Wtedy, gdy okazało się, że ze świeżością mają one tyle wspólnego, co Mandaryna z jazzem i są tak naprawdę głęboko mrożoną masą, długo oczekującą na wypiek? Czy wasze serca też pękły na pół, kiedy zdaliście sobie sprawę z tego, że na zapleczu Lidla nie ma ani łanów zbóż, ani ubielonych mąką młynów z wiatrakami? [su_spacer]
Drożdże w szalikach
W związku z tymi (nie)świeżymi bułeczkami, mam dla was małą, biologiczną ciekawostkę, którą zdradziła nam dzisiaj pani na wykładzie o GMO.
Bo wiecie – żeby pieczywo wyrastało, muszą się w nim znajdować drożdże. W momencie, kiedy wymyślono, że masę, z której powstaje chleb, można głęboko mrozić i tym samym przedłużać jej trwałość, powstał jeden problem. Zwykłe drożdże nie lubią zimna. Jeśli ktoś interesuje się chemią, może poczytać o trehalozie (to taki cukier, który pełni w drożdżach funkcje ochronne, zabezpieczając ich komórki między innymi przed niską temperaturą. Jest jednak hydrolizowany gdy robi się zbyt zimno i dlatego przemarznięte drożdże umierają), a jeśli nie, może wyobrazić sobie, że zwykłe drożdże nie mają szaliczków. Kiedy wsadzi się je do zamrażarki na zbyt długo, jest im zimno, smutno i umierają, sprawiając, że głęboko mrożone pieczywo, po włożeniu do pieca nie wyrasta.
Aby nie skazywać ludzkości na życie w świecie beż pachnących bułek, postanowiono pomajstrować przy drożdżowych genach. Okazało się, że w całkiem prosty sposób, można sprawić, by zawsze przed wejściem do lodówki miały one na sobie szaliczki (dla chemików: przecięto im gen odpowiedzialny za hydrolizę ochronnej trehalozy).
Innymi słowy: drożdże mają na sobie szaliczki tylko dlatego, że poddano je modyfikacji genetycznej. A piszę to dlatego, by uzmysłowić wam, że GMO nie jest takie straszne jak je malują i że przede wszystkim służy ono do tego, by ulepszać właściwości produktów. Nie do tego, by doprowadzić do krwawej zagłady całej ludzkości.
Ale o tym napiszę wam więcej w innym poście. A teraz myjcie rączki i na kolację! Drożdże w szaliczkach już czekają na talerzu!
[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon]
Z kasirysikami nawet chemia jest miła i przyjemna! :)
Uwielbiam te twoje rysunki :), o GMO też się nasłuchałam na studiach, ale to tzw. „trudna sprawa”.
dla mnie to raczej sprawa rozdmuchana niż trudna. trudny to jest dla mnie wybór pomiędzy pączkiem a croissantem:)
O, to dla mnie wręcz pzeciwnie. Niestety dla figury, zawsze wybieram paczka.
<3 dla tego postu, drożdży i szaliczków :)
drożdże w szaliczkach machają specjalnie dla ciebie!
Uwielbiam Twój sposób pisania i rysowania. Z wielką przyjemnością wpadam na bloga :)
Ja mimo wszystko mówię stanowczo: „Nie”. Wolę zwykłe drożdże w koszulkach na ramiączkach, które nie są poddawane traumatycznemu wychładzaniu.
GMO – nie polecam ;)
P.S.
Uwielbiam, jak tłumaczysz chemię.
Ja jakoś tak bez chlebka ostatnio, ale i tak mi żal zmarzniętych drożdży. Wypiję za nie zdrówko, a nawet gorące kakałko.
kocham Cię Ty, Ty drożdżu mój
Biedne drożdże :(
Moja mina zawsze się zmienia się wraz z każdym kolejnym obrazkiem… Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że podzieliłam nastrój drożdża nr 1 a następnie nr 2 i 3. Jeszcze mam zagwozdkę jak się do tego ustosunkować, anyway :D Wydaje mi się, że nie ma co popadać w paranoję, a we wszystkim znaleźć umiar. Żyjemy w takim świecie, że trudno jest uniknąć wszechogarniającej chemii, a że z natury jest już ona demonizowana – dla większości fakty nie mają znaczenia, zła, mniej zła, neutralna czy dobra – bo przecież „ludzie mówią, że…”.
A jak to jest z drożdżami piekarskimi, takimi dostępnymi w sklepach na co dzień? Pytam, bo czasami zamiast zakwasu (domestic goddess :D ) używam drożdży do chleba, a ciasto na nich może wyrastać w lodówce (rośnie wolniej, ale rośnie). Czyli to też drożdże w szaliczkach ? :<
Nie, to normalne drożdże bez szaliczków. One wytrzymują temperaturę zwykłej lodówki (chociaż, jak sama zauważyłaś, są w niej mniej skore do zabawy i nie wyrastają tak chętnie jak w cieple). Po głębokim mrożeniu wszystkie byłyby natomiast dead.
Hmm… to chyba kłamstwo :P Bo ja mrożę takie zwykłe drożdże ze sklepów (różne firmy, żeby nie było) i po rozmrożeniu mają takie same właściwości jak przed, tak samo z surowym ciastem chlebowym na drożdżach, wyrasta po rozmrożeniu.
mrożenie i głębokie mrożenie to nie to samo. To pierwsze możesz wykonać sama w domu – po prostu wkładając coś do zamrażarki. Głębokie mrożenie (i to o nim jest ten post) to bardziej skomplikowany proces technologiczny, przy którym wykorzystuje się często ciekły azot. Tego drożdże już nie przeżyją.
uwielbiam Twoje tłumaczenie chemii! Sweterki dla drożdży bez szaliczków <3
https://www.youtube.com/watch?v=Ug7gsCbDuOs tajemnica bułeczek z Lidla :)
Kasiu jakie to wytłumaczenie cudowne i jasne i wesołe :) jakoś nie przekonam się do bułeczek z mrożonki, bo obawiam się innych dodatków ekstra rodem z Chin :) ale historia z drożdżami ciekawa wielce :)
Jakbyś pisała 10 lat temu, kiedy chodziłam do szkoły i miałam chemię… <3