
Od jakiegoś czasu non stop słyszę w radiu pewną reklamę, w której Krystyna Czubówna zachwala preparat wspomagający naczynia krwionośne słowami Oprócz diosminy i hesperydyny, zawiera także ekstrakt z vitis vinifera. Czy jakoś tak. Kojarzycie?
Gdy pierwszy raz usłyszałam to zdanie, rzekłam do siebie:
Say what? Ekstrakt z wici z renifera? To renifery mają jakieś wici? A może to preparat dla Eskimosów? What the fuck is wicizrenifera?
Intrygująca nazwa nie dawała mi spokoju. Jej egzotyczne brzmienie przywoływało na myśl magiczne receptury dalekich plemion. Zastanawiałam się, czym może być ten tajemniczy, nikomu wcześniej nie znany składnik i skąd wzięła się nazwa tego nowo odkrytego specyfiku.
Aż w końcu pewnego dnia spłynęło na mnie olśnienie. Dowiedziałam się, że vitis vinifera to… Ladies and gentlemen… Proszę o uwagę… Winorośl właściwa. Dokładnie ta sama, która obrasta wam altanki w ogródku.
Czar prysł. Chyba jednak nie kupię.
[su_icon icon=”icon: heart”]Buzi![/su_icon]
własnie wyobraziłam sobie renifera z winoroślą na porożu <3
<3
Taa te egzotyczne nazwy są mega gdy się je słyszy w reklamach :) Wszystko byle by 'cudo’ sprzedać.
Haha ja też się zastanawiałam o co chodzi z tym reniferem! Dziękuję, dzięki Tobie będę mogła wreszcie spać spokojnie :)
a ja lubię kiedy producenci stają na rzęsach, żeby mnie uwieść nazwą i opakowaniem. Ja później wybieram, niby świadomie, niby czytam składy, na kim i po co testowane, bawię się z koncernem w kotka i myszkę, takie to wszystko ekscytujące!
widzę że nie tylko ja się zastanawiałem o co biega, haha.